- Był pan najlepszym piłkarzem Pogoni w czwartkowym meczu, zdobył pan bramkę, ale to nie wystarczyło, aby wywieźć z Krakowa choćby jeden punkt. - Przyjechaliśmy na Kałuży po trzy "oczka", choć przed meczem wszyscy uważali, że Cracovia jest faworytem. Staraliśmy się zrealizować nasz plan, ale się nie udało. W pierwszej połowie gospodarze byli od nas zdecydowanie lepsi, w drugiej, po stracie gola, "Pasy" już nie prezentowały się tak dobrze. Bramka na 3:1 zadecydowała jednak o tym, że to w Krakowie pozostały trzy punkty. My cieszymy się z tego, iż Wisła Płock wygrała w Wodzisławiu i nie musimy w ostatniej kolejce walczyć o uniknięcie barażu. - Na początku drugiej połowy przycisnęliście gospodarzy i może, gdyby wtedy udało wam się strzelić więcej niż jedną bramkę, to spotkanie inaczej by się potoczyło. - Powiem inaczej, gdybyśmy nie stracili drugiego gola w pierwszych 45 minutach byłoby 1:1, a remis dla nas też był dobrym wynikiem. Na drugą połowę wyszliśmy z założeniem, by przynajmniej zremisować. Nie mieliśmy nic do stracenia, a nie robiło nam różnicy czy przegramy 0:3, czy 0:4. Strzeliliśmy jednak tylko jedną bramkę, a trzeci gol dla Cracovii, choć moim zdaniem padł ze spalonego, nas podłamał. - W 72. minucie doszło do starcia pana z obrońcą gospodarzy Krzysztofem Radwańskim na granicy pola karnego. Był pan faulowany w tej sytuacji? - Myślę, że był faul, sędzią uznał inaczej. Z tego co wiem ludzie oglądający tę sytuację w Canal + też mówili, że był karny. W pierwszej połowie w "16" Cracovii faulowany był Edi (starcie z Markiem Basterem - przyp. red.) i też arbiter nie dopatrzył się przewinienia. Takie jest życie. - W takim wypadku jedynym pocieszeniem dla was jest fakt, że w ostatniej kolejce ligowej nie musicie już martwić się o baraż. - Będziemy mieli teraz czas, żeby poprawić grę, bo nie wygląda ona najlepiej, choć w czwartek, w drugiej połowie, było to jedno z lepszych naszych wyjazdowych spotkań. Paweł Pieprzyca, Kraków