Zresztą, ich losy były nadzwyczaj splecione. Gdy Michel prowadził kadrę w Meksyku, Platini był jej liderem. Gdy opuszczał reprezentację po wstydliwym remisie na Cyprze, jego następcą został... Platini. Ale tak naprawdę, przejęcie pałeczki między dwoma wielkimi zawodnikami nastąpiło dużo wcześniej. Symbolicznie, co w polskich realiach może niektórym przypominać relacje między Deyną i Bońkiem, tylko z lepszym skutkiem. Kiedy w 1976 roku Platini dopiero wchodził do reprezentacji, a Michel był jej liderem, doszło do takiej oto sceny. Przy rzucie wolnym pośrednim z pola karnego stanęli obydwaj, a młodzian rzucił do starszego kolegi: "Podaj, a piłka będzie w siatce". I co? Stało się dokładnie to, co chciał Platini.Michel zapisał się jednak w historii przede wszystkim jako legendarny zawodnik Nantes, charyzmatyczny kapitan (w tej roli wymyślił go dyrektor sportowy z polskimi korzeniami Robert Budzynski), najbardziej ucieleśniający słynną "jeu a la nantaise". Ówczesny trener "Kanarków" Coco Suaudeau porównywał nawet jego talent do Franza Beckenbauera. W barwach Nantes rozegrał 640 meczów! Tamta drużyna znana była nie tylko z trzech tytułów mistrzowskich, ale przede wszystkim z imponującej serii - 92 meczów bez porażki u siebie między 15 maja 1976 i 7 kwietnia 1981!Do klubu miał wrócić jeszcze w 2008 roku, propozycję menedżera złożył mu prezes Waldemar Kita. Michel jednak odmówił. Co ciekawe, jako trzyletnie dziecko przebywał przez cztery dni w śpiączce po silnym poparzeniu. W roli selekcjonera miał lepsze i gorsze momenty. Eric Cantona w przypływie złości porównał go do "worka z g...". Po III miejscu z Francuzami w Meksyku Michel pojechał jeszcze na trzy inne mundiale: z Kamerunem (1994), Marokiem (1998) i Wybrzeżem Kości Słoniowej (2006). Remigiusz Półtorak