Zaczyna się już w niedzielę, pierwszym meczem z Superpucharze Hiszpanii w Bilbao. Pewnie bez Leo Messiego, który już przed startem sezonu cierpi na przeciążenie mięśni. Uraz wyeliminował go ze sparingu Argentyna - Rosja, a badania w Barcelonie zdecydują, czy pojutrze będzie zdolny do gry. Może to stanowić jakiś bodziec dla graczy Athletic, bo po finale Pucharu Króla, w którym odbili się od barcelońskiego giganta, ich trener powiedział bezradnie: "Przegraliśmy z najlepszą drużyną świata". Na pewno w Bilbao nie wystąpi jeszcze Zlatan Ibrahimovic, dopiero teraz do zdrowia wraca Andres Iniesta, który poprzedni sezon zakończył z dziurą w nodze i stracił niemal cały okres przygotowawczy. Messi prawdopodobnie nie zagra też na inaugurację ligi ze Sportingiem Gijon. W piątek 28 sierpnia Barca gra z Szachtarem o Superpuchar Europy, ligę zaczyna w poniedziałek, a już pięć dni później Argentyna zmierzy się z Brazylią w eliminacjach MŚ. I musi wygrać. Leo, który dostał ostatnio podwyżkę, by być najlepiej opłacanym graczem w Barcelonie, nie ukrywa, że drużyna narodowa jest ponad wszystko. Potem wcale nie będzie łatwiej: gracze Guardioli powalczą w Primera Division, Champions League, z wielkimi nadziejami wyjadą też na mundial klubów, bo to jedyne trofeum, którego nigdy nie zdobyli. W nowym roku Keita i Toure opuszczą zespół, by zagrać w Pucharze Narodów Afryki, a w Hiszpanii rozpocznie się rywalizacja o Puchar Króla, gdzie Barca broni trofeum. Wisienką na torcie dla wszystkich stanie się rzecz jasna mundial w RPA. Jedna z gazet katalońskich policzyła, że graczy Guardioli czeka w tym sezonie minimum 65 meczów. Wyłącznie w klubie. W sumie więc wygląda na to, że największym rywalem piłkarzy Barcelony nie musi być wcale, uzbrojony kosztem 260 mln euro, Real Madryt. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1760528">DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU</a>