Polki debiutują w mistrzostwach świata. W niedzielę na inaugurację turnieju przegrały z Kirgistanem 3-8. Z meczu na mecz biało-czerwone spisują się co raz lepiej. W kolejnym dniu zawodów rozgromiły Szwecję 9-0 i po niezwykle emocjonującym pojedynku pokonały Anglię 6-5, choć do przerwy przegrywały 2-4. Jak przyznał po spotkaniu trener żeńskiej reprezentacji Tomasz Figlarz, wynik nie jest tutaj sprawą priorytetową. "Najważniejsze dla nas, żeby dziewczyny żyły piłkę, żeby miały radochę z gry i cieszyły się tym co robią. Wynik jest tutaj dodatkowym smaczkiem - im wyżej tym lepiej. Nikt wobec nas nie ma wielkich oczekiwań, chcemy zaprezentować się jak najlepiej" - powiedział Figlarz. Jak dodał, nie jest łatwo zbudować żeński zespół na taką imprezę. By skompletować optymalną kadrę, musiał wykonać dziesiątki telefonów. "Jeszcze przed mistrzostwami Polski jeździłem na preeliminacje, monitorowałem ośrodki monarowskie i stowarzyszenia Bractwa Alberta. Terapeuci podsyłali mi kandydatury, potem one pojawiły się na pierwszym zgrupowaniu w Kargowej i tak powstawała ta reprezentacja. Wybraliśmy 12 zawodniczek, mamy cztery rezerwowe, które zgodnie z regulaminem, wspomagają inne reprezentacje jak choćby USA czy Argentynę" - tłumaczył opiekun kadry. Męska reprezentacja musiała uznać wyższość Portugalii, przegrywając 0-4, a w kolejnym spotkaniu grupowym rozgromiła Australię 8-2. We wtorek rozegrane zostaną kolejne mecze grupowe. Finały zaplanowano na niedzielę.