We wtorkowy wieczór przy alei Unii Jakub Kosecki strzelił swojego ósmego i dziewiątego gola w obecnych rozgrywkach. Był najlepszym piłkarzem łodzian, to z jego strony było największe zagrożenie w ofensywie. Zresztą udanych występów w obecnych rozgrywkach miał zdecydowanie więcej i przyłożył rękę do awansu do Ekstraklasy. We wtorek nie było to jeszcze pewne, ale w środę, po remisie trzeciej Floty Świnoujście, wszystko jest już jasne. Oprócz łodzian, awans wywalczyło także Podbeskidzie Bielsko-Biała. - Bez Koseckiego czy Marcina Mięciela ciężko byłoby mówić o promocji do wyższej klasy rozgrywkowej - przyznaje Pyrdoł. I tu pojawia się problem, bo Kosecki do ŁKS-u jest tylko wypożyczony. Po sezonie wróci do Legii, bo ta niedawno podpisała z nim nowy, dwuletni kontrakt. Przy alei Unii zapewniają, że zrobią wszystko, aby sprowadzić 21-latka na stałe. Dziś wydaje się, że to mission impossible. Już w grudniu informowaliśmy, że za kilka miesięcy łodzianie mogą znaleźć się w nieciekawej sytuacji, ponad połowa ich piłkarzy ma umowy ważne do końca sezonu. Z żadnym z nich, a mowa tu m.in. o Mięcielu, Kłusie, Smolińskim, Łabędzkim czy Wyparle, nowy kontrakt nie został parafowany. Zawodnicy kilka tygodni temu rozmawiali z władzami klubu, w mediach ciągle zapewniają, że w związku z awansem nigdzie nie zamierzają odchodzić. Ale dodają też, że na brak ofert narzekać nie mogą. Kibice boją się, żeby nie stało się przypadkiem tak, że prezesi obudzą się z ręką w nocniku. Na trzy kolejki przed końcem rozgrywek łodzianie są już pewni powrotu do elity. Awansu nikt już im nie odbierze, ale najbliższych spotkań odpuszczać nie zamierzają. - Cokolwiek by się nie działo, chcemy wygrać pozostałe mecze - zapewnia Piotr Klepczarek. Dziś widać, że ŁKS do bram elity wchodzi jak burza, w dwóch ostatnich meczach zdobył aż dziewięć bramek (6-3 z Odrą w Wodzisławiu i 3-0 u siebie z GKS-em Katowice). - Nie ma w tym nic dziwnego, mamy mocną ofensywę - przekonuje Mięciel. Jego zespół strzelił w tym sezonie 54 bramki, zdecydowanie najwięcej w pierwszej lidze. Ale w Ekstraklasie ełkaesiacy tak skuteczni już chyba nie będą. INTERIA.PL: Gdzie będziecie świętować? Zarezerwowaliście już restaurację? Mariusz Mowlik, kapitan ŁKS-u w meczu z Katowicami: - Powoli szykujemy jakiś bankiecik. Większy czy mniejszy? - Najpierw większy, potem mniejszy. Cała presja musi z nas zejść, należy nam się trochę odpoczynku. Trener jakiś czas temu powiedział, że to był jego najlepszy dzień w ŁKS-ie. Ale najlepsze chwile, kilka dni, dopiero go czekają. Ten awans to wielki sukces. Wisła po triumfie w Ekstraklasie tak zabalowała, że zaraz potem dała się ograć Legii. - My się nikomu nie damy, nie odpuścimy żadnego meczu. Tak właściwie to nie ma znaczenia fakt, czy awansujemy z pierwszego czy z drugiego miejsca. Ale wygranie ligi z kilkupunktową przewagą byłoby wisienką na torcie. Najtrudniejszy moment w sezonie? - Kubeł zimnej wody w Poznaniu. Byliśmy lepszym zespołem, a przegraliśmy z Wartą 1-4. Niebywały wyczyn. Do dziś nie mam pojęcia, co się z nami stało. Trenerzy pewnie też nie wiedzą. Tamta katastrofa zadziałała jednak mobilizująco, wkrótce przyszła seria dziewięciu zwycięstw z rzędu. Od problemów organizacyjnych klubu nie da się uciec. - Skupiamy się na swoich sprawach, zadanie na ten sezon wykonaliśmy. Teraz w rękach prezesów znajduje się licencja, a władze miasta muszą nam zapewnić warunki godne gry w Ekstraklasie. Trwają prace na stadionie, ruszyli pełną parą. Może uda się tak, że na ten obiekt dostaniemy licencję. Pewności jednak nie mam. Klub wciąż ma wobec was zaległości finansowe? - Nie rozmawiajmy o tym. Duże? - Tragedii nie ma. Do ideału jest jednak daleko, ale w Polsce trudno o płynność finansową. Tym bardziej na zapleczu Ekstraklasy, gdzie przychody z transmisji telewizyjnych są po prostu śmieszne. Pomiędzy tymi ligami jest ogromna przepaść. ŁKS ma, jak na pierwszą ligę, niezłe warunki. Brakuje infrastruktury, ale to wielki problem tego miasta już od kilku lat. Może teraz, po awansie coś się ruszy. No tak, ja co roku powtarzam to samo. Wyniki, terminarz i tabela 1. ligi