Po zwycięstwie nad Legią Warszawa autor słynnej szarańczy był na ustach całej Polski. - Tylu gratulacji nie odebrałem nigdy wcześniej - przyznaje z uśmiechem na twarzy. Wiosną po dwóch porażkach Motyka niespodziewanie odszedł z Polonii. Zawarto dżentelmeńską umowę pomiędzy nim, a prezesem Damianem Bartylą. A jak było naprawdę? - W ratach miałem otrzymywać należne mi pieniądze za kilka miesięcy. Nie otrzymałem nawet złotówki. Czułem się bezradny, prezes nie odbierał telefonów, dlatego sprawę postanowiłem oddać do PZPN - powiedział Motyka, który obecnie sprawuje funkcję trenera w Koronie Kielce. - Na wiosnę bez przerwy wtrącano się w moją koncepcję, każdy mój ruch krytykowano i źle oceniano. Szukano haka, aby mnie pozbawić pracy. Być może już w zimie działacze chcieli zatrudnić innego trenera, czyli Jurija Szatałowa, który z Polonią aktualnie przebywa w Niemczech. Nie mam absolutnie do nikogo pretensji, ale mogliśmy rozstać się w sposób dżentelmeński, tak jak się umawialiśmy. Prezes Bartyla sporo obiecywał i pod tym względem są spore uchybienia - zdradza 51-letni szkoleniowiec. Przy podpisywaniu umowy Marka Motyki z Polonią Bytom, sternik klubu Damian Bartyla zapowiedział, że kontrakt z twórcą słynnej szarańczy zostanie automatycznie przedłużony, gdy ten utrzyma bytomską drużynę w ekstraklasie. - Tak faktycznie miało być. Po dwóch ligowych porażkach byłem pewien, że zostanę zwolniony. Moją osobę traktowano bardzo chłodno, po przegranej we Wrocławiu nikt z zarządu nie chciał ze mną porozmawiać. To oznaczało, że za moimi plecami dzieje się coś bardzo niedobrego. Działacze nie "pogrywali" ze mną bezpośrednio, wszystko czyniono potajemnie. Taka jest niestety polska rzeczywistość. Tak nie było tylko w Polonii Bytom, tak było już niejednokrotnie w innych klubach. Jak się wygrywa to klepią po plecach i rozsławiają, gdzie się da, natomiast po porażkach jest się najgorszym na świecie. Zawodnicy mi totalnie nie pomogli, w dwóch meczach przegraliśmy z kretesem. Dwa błędy w ustawieniu zespołu były z mojej strony. Zainwestowałem w określoną grupę ludzi, którzy się kompletnie nie sprawdzili. Dwie porażki z rzędu 0:3 to był powód do głębokiej analizy, ale czy do zwolnienia? Tego nie mogę właśnie pojąć - rozkłada ręce sympatyczny szkoleniowiec. - W Polonii przeżyłem fajny okres w swojej karierze trenerskiej, tym bardziej, że przez rok byłem bez pracy. Jesień mieliśmy fantastyczną, mimo, że kibice w Polsce skazywali nas wielokrotnie na pożarcie. Ludzie zaczęli odbierać Polonię bardzo pozytywnie. Tylu gratulacji i pochwał, co zebrał zespół z Bytomia i moja skromna osoba nigdy wcześniej nie było. Szkoda tylko, że to wszystko tak szybko się skończyło, bo chciałem dokończyć swoją pracę przy Olimpijskiej. Wiosną zabrakło porozumienia w klubie. Okazało się, że runda rewanżowa była planowana nieco inaczej, prawdopodobnie bez mojej osoby. Działacze chyba czekali na moment mojego potknięcia. Nie spodziewałem się, że rozstaniemy się w takich okolicznościach. Teraz jestem w Koronie Kielce i muszę przyznać, że takich warunków do pracy, jakie zastałem nigdy bym sobie nie wyśnił. Polski Real Madryt funkcjonuje bez zarzutów i przygotowuje się do nowego sezonu - kończy Motyka.