Nieudany epizod w Barcelonie mocno dotknął ego Ibrahimovica. Pod względem skuteczności jego powrót do ziemi włoskiej jest wręcz imponujący. Gdyby nie zmarnowany karny w debiucie z Ceseną szwedzki napastnik miałby średnią 1 (gol na spotkanie). W dwóch kolejkach Champions League, w których Milan zgromadził cztery punkty - Zlatan zmonopolizował zupełnie jego dorobek bramkowy. Pojedynek Szweda z budowaną przez Jose Mourinho nową obroną Realu Madryt zapowiada się na największy hit dwóch następnych kolejek. Pozytywne skutki transferu Ibrahimovica wydają się więc dość oczywiste. W zespole z Mediolanu grają jednak piłkarze, którym ta zależność od Szweda nie bardzo się podoba. Nie chodzi przy tym o pospolitą zawiść. Clarence Seedorf, który Ligę Mistrzów wygrywał cztery razy (z Ajaksem, Realem i dwa razy Milanem) ostrzega, że Ibrahimovic istotnie zmienia sposób gry drużyny. Na bardziej prymitywny. Kiedyś Pirlo, Ronaldinho i Seedorf rozgrywali piłkę długo, po ziemi, a sytuacje bramkowe dla Pato, czy Filippo Inzaghiego były efektem wysiłku linii pomocy. Od chwili pojawienia się Zlatana, Milan coraz częściej stosuje grę górną, długą piłką, by jak najszybciej znalazła się ona u nóg, lub na głowie Szweda. "Nie możemy liczyć, że będzie strzelał bramki w każdym meczu. Musimy grać spokojnie, tak jak dawniej" - uważa Seedorf. Tym bardziej, że do drużyny sprowadzono także kochającego grę kombinacyjną Robinho. Trener Massimiliano Allegri może być z pewnością zachwycony skutecznością Ibrahimovica. Z ostatnich pięciu meczów: z Ajaksem (1-1), Genoą (1-0), Lazio (1-1), Catanią (1-1) i Auxerre (2-0) tylko raz Szwed nie trafił do siatki - z Catanią wyrównanie zdobył Inzaghi. Z drugiej strony ani forma, ani gra zespołu nie jest imponująca. W Serie A Milan stracił już 7 pkt notując wręcz kompromitujące wpadki: jak przegrana z beniaminkiem z Ceseny 0-2, czy remis na San Siro z Catanią. Najbardziej imponujący był ligowy start z Lecce, kiedy drużyna wygrała 4-0 jedyny raz smakując pozycji lidera. Zlatan oglądał to z loży vipów, w przerwie zszedł na murawę i pokazał się kibicom. Obiecał im wtedy wszystkie trofea. Nie te indywidualne: dla najlepszego strzelca, czy największej gwiazdy, ale zespołowe. To było jednak zawsze piętą Achillesową Szweda. Czy w Ajaksie, czy Juventusie, a potem Interze - wszędzie sprawiał, że wszystko kręciło się wokół niego. Tego samego próbował w Barcelonie żądając od Pepa Guardioli statusu Leo Messiego. Zlatan naturę ma skomplikowaną, charakter ukształtowany w dzielnicy Malmoe zamieszkałej przez emigrantów. Niełatwo zapomina urazy - trudno stwierdzić, jak zareaguje na słowa Seedorfa. Niedawno w jednym z programów telewizyjnych Arrigo Sacchi chciał mu pogratulować goli w meczu z Auxerre, w odpowiedzi piłkarz zaatakował go za słowa krytyki, które legendarny trener Milanu ośmielił się wygłosić pół roku temu. Publicznie beształ 64-latka jak uczniaka. Sacchi i tak miał jednak sporo szczęścia, bo kilku adwersarzy Zlatana dostało po twarzy. Ibrahimovic nie gra w piłkę wyłącznie dla sławy i pieniędzy. Gdyby tak było, zgodziłby się latem na transfer do Manchesteru City, który zrobiłby z niego najlepiej opłacanego gracza w Premier League. Wybrał Mediolan, bo chciał grać w drużynie już gotowej wyjaśniając, że piłkarz 29-letni nie ma już czasu, by czekać. Marzy o triumfie w Champions League, który przez całą karierę mu się wymyka. Paradoksem był poprzedni sezon, gdy Szwed odszedł z Interu do broniącej tytułu Barcelony, tymczasem bezkonkurencyjni w Lidze Mistrzów okazali się porzuceni koledzy. Milan jest kolejnym przystankiem na drodze jego poszukiwań. Było ich sporo. Zlatan to najdroższy piłkarz w historii: Ajax, Juventus, Inter, Barcelona i Milan wydały na jego transfery w sumie blisko 140 mln euro. Czy Szwed potrafi być wsparciem dla gasnących w oczach słynnych partnerów: Seedorfa, Ronaldinho, Pirlo, Gattuso, Inzaghiego, Nesty, albo Zambrotty, czy po raz kolejny zadowoli się tym, że przyćmi ich i podporządkuje sobie? Niedawno świat okrążył filmik pokazujący jak podczas treningu w Milanello, z tyłu, znienacka kopie w plecy młodego gracza z Sierra Leone Rodneya Strassera. Bez powodu, zaswędziała go po prostu stopa i przypomniał sobie, że mając 17 lat zdobył czarny pas w klubie Enighet Malmoe Taekwondo. Miał wtedy niepowtarzalną okazję wybrać indywidualną dyscyplinę sportu. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim!