- Przyjemnie patrzy się na polską drużynę, która pod kątem motorycznym i taktycznym nie odstaje od klubu takiej klasy, jak Juventus. I Lech nie odstawał, choć miał też trochę szczęścia. Gdy Włosi dochodzili do świetnych sytuacji, to ich nie wykorzystywali. Ale poznaniacy cały czas się nie bronili, bo pracowali też na kolejne trafienia - mówi portalowi INTERIA.PL Michniewicz. Doskonałą okazję w końcówce spotkania zmarnował choćby Marcin Kikut. Do siatki "Kolejorz" trafił tylko raz, za sprawą niezawodnego w starciach z Juventusem Artjomsa Rudnevsa. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego na krótki słupek, Łotysz skierował piłkę do siatki strzałem głową. - Identyczna bramka, jak ta z Lechią Gdańsk - przypomina Michniewicz. Były trener Lecha podkreśla wysokie umiejętności 22-letniego napastnika. - Rudnevs może być w słabszej formie, stracić skuteczność, ale znakomicie porusza się po boisku. Ciężko go upilnować, bo nie stoi w miejscu, tylko cały czas jest w ruchu. W dodatku świetnie rozumie się z Semirem Stiliciem, który potrafi mu zagrać idealną prostopadłą piłkę - uważa. Zdaniem Michniewicza, brawa należą się wspomnianym Rudnevsowi i Stiliciowi, ale i również Sławomirowi Peszce. - Zagrali świetnie. Kluczem do sukcesu była jednak postawa Ivana Djurdjevicia i Dmitrija Injaca, którzy znakomicie wypadli - mówi. - Przede wszystkim Lech był zdeterminowaną drużynę, w której wszyscy mieli wspólny cel. Ich grę oglądało się bardzo przyjemnie, ale nie potrafią pokazać tego samego w lidze, co w pucharach. Trener, który z Lechem sięgnął po Puchar Polski, a z Zagłębiem Lubin wygrał ligę, zwraca również uwagę na pogodę. - Warunki atmosferyczne były w Poznaniu fatalne. To nie jest przyjemność dla trenera prowadzić zespół w meczu, w którym o wyniku może zadecydować przypadek. Do godziny 20 trzeba też było czekać na ostateczną decyzję, czy spotkanie zostanie rozegrane. To nic przyjemnego - kończy.