Gdy w 2016 roku reprezentacja Polski bezbramkowo zremisowała z Niemcami na mistrzostwach Europy, bohaterem meczu został okrzyknięty Michał Pazdan. Obrońca Legii Warszawa na francuskich boiskach dwoił się i troił. I nawet ówcześni mistrzowie świata nie byli w stanie przełamać jego oporu. <a href="https://sport.interia.pl/raporty/raport-studio-ekstraklasa/aktualnosci?utm_source=esatekst&utm_medium=esatekst&utm_campaign=esatekst">Podsumowanie kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasa w każdy poniedziałek o 20:00 - zapraszają: Staszewski, Peszko i goście!</a> To sprawiło, że w Polsce momentalnie wybuchła "Pazdanomania", która zaskoczyła nawet samego Pazdana. W krótkiej chwili piłkarz stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych kadrowiczów, a w jego kierunku posypały się lukratywne oferty sportowe i reklamowe. Niespełniona gwiazda reklamy - Szaleństwo zaczęło się po meczu z Niemcami. Moja żona powiedziała mi: "Pazdi, co ty kur... zrobiłeś?". Myśmy wtedy żyli w bańce, ja chciałem się od tego wszystkiego odciąć. Słyszałem, co się dzieje w Polsce, to był początek boomu na reprezentację. We Francji tak tego nie czułem, ale po powrocie do kraju dało się wyczuć, że to coś więcej niż piłka. Stałem się osobą publiczną, która rozliczana jest na każdym kroku - <a href="https://www.youtube.com/watch?v=Zvv_H2sN-1A&t=115s">powiedział w rozmowie z kanałem "Po Gwizdku" obrońca Jagiellonii Białystok. </a> "Pazdi" stał się jednym z najbardziej pożądanych przez reklamodawców reprezentantów. I to nie tylko za sprawą świetnej gry i pozytywnego charakteru, ale także charakterystycznej łysiny. Jak przyznaje sam Pazdan, w tamtym okresie otrzymał około... trzydziestu ofert reklamowych. - Finansowo najlepsza była Rexona. Miałem też Ubera, Media Expert. Były takie historie, że ktoś chciał abym przyjechał na casting i tylko za to miałem dostać pieniądze. Nie musiałem się na nic zgodzić, wystarczyło żebym przyjechał i coś nagrał. W kontrakcie miałem taki zapis, że jak się nie zgodzę, to nic się nie stanie. Ale w tamtym okresie graliśmy co trzy dni. Nie byłem do tego przyzwyczajony i trudno było mi połączyć piłkę i świat zewnętrzny. Było tego za dużo na tak krótki okres - tłumaczył 34-letni zawodnik. Pół Europy chciało Pazdana Za Pazdanem szaleli nie tylko reklamodawcy, ale także kluby piłkarskie, które chciały widzieć u siebie defensora, który potrafił zatrzymać nawet Cristiano Ronaldo. Do Warszawy wpływały oferty m.in. z Girondins Bordeaux, Betisu Sewilla, Genoi czy Ingolstadt, ale Legia za każdym razem mówiła "nie". Najbliżej pozyskania reprezentanta Polski był jednak Beşiktaş Stambuł. - Tej oferty najbardziej żałuję. Zabrakło mi wtedy doświadczenia, pewności siebie. Rozmawiałem później z prezesem Bogusiem Leśnodorskim. To było dzień przed końcem okienka, byliśmy w Warszawie, bo była przerwa na kadrę. Legia by dostała prawie 3 mln euro za 29-letniego zawodnika. Jakbym pojechał do biura prezesa i uparł się, że odchodzę, to powiedział, że by mnie puścił. Poza tym miałem inne oferty, ale wszystkie te propozycje opiewały na 1,5 mln euro. A w Legii nie było wtedy źle, więc zostałem - mówi Pazdan. Całą rozmowę z <a href="https://www.youtube.com/watch?v=Zvv_H2sN-1A&t=4s">Michałem Pazdanem zobacz na kanale "Po Gwizdku".</a> Sebastian Staszewski, Interia