- Po przenosinach do Rosji w pańskiej karierze nastąpiła wielka zmiana. Jak to się stało, że z ligowego średniaka stał się pan filarem moskiewskiej drużyny? - W Polsce rzeczywiście tak byłem traktowany, trudno zmienić taką opinię. Zmieniając otoczenie miałem szansę odmienić myślenie innych na mój temat. I chyba się udało. W FK miałem świetny początek, w czterech meczach strzeliłem dwie bramki. Od debiutu minęło już trochę czasu i mogę powiedzieć, że w Rosji, wśród obrońców, mam dobrą markę. Liga rosyjska jest zdecydowanie silniejsza od polskiej. Miało to duży wpływ na przyspieszenie mojej kariery. - Dlaczego Gorawskiemu nie wiedzie się tak, jak panu? - Każdy jest inny. Problem Damiana polegał na tym, że w przerwie przyplątała się mu kontuzja. Brakowało mu właśnie tego, co musiało go ominąć przez kontuzję - nie uczestniczył w fazie przygotowawczej. Damian długo się leczył, a później było mu trudno przebić się do pierwszej jedenastki. Wejście zawodnika zależy również od formy i wyników drużyny. Oprócz umiejętności trzeba mieć szczęście. - W Rosji gra tylko 4 Polaków. Choć menedżerowie interesują się polskim rynkiem, mało kto decyduje się na podobny krok jak pan. W przypadku Jelenia czy Mili rezygnacja z wyjazdu wynikała z pewnych stereotypów. Jakie miał pan obawy związane z wyjazdem i jak sprawdziły się one w konfrontacji z rosyjską rzeczywistością? - Nie jeden z polskich graczy chciałby grać w lidze rosyjskiej. Myślę, że bardziej kluby rosyjskie nie chcą kupować polskich piłkarzy, niż odwrotnie. Wyjątki oczywiście się zdarzają, jak choćby Mila, który dwa lata temu mógł odejść do Spartaka. Niektórzy myślą, że po Moskwie chodzą białe niedźwiedzie. Proszę mi uwierzyć, tak nie jest (śmiech). Moskwa to europejskie miasto. - Ale w Rosji jest mroźniej i bardziej niebezpiecznie. - Do końca bym się z panem nie zgodził. Wiele osób uważało, że w Anglii czy USA można czuć się bezpieczniej. Niestety, rzeczywistość okazała się inna. Dzisiaj nigdzie nie jest bezpiecznie. W Moskwie na każdym kroku widać policję, częste są też z ich strony kontrole, choćby przy wejściu do metra. Nie czuję się tu bardziej zagrożony, niż w Polsce. Jeśli chodzi o zimę, to rzeczywiście jest mroźna. Na szczęście nie odczuwam większych problemów związanych z temperaturą. Dużo gorzej mają zawodnicy z Brazylii czy Urugwaju. Dla nich różnica temperatur jest bardzo duża. Pamiętajmy jednak, że w okresie, kiedy mrozy są najbardziej nieznośne, czyli w styczniu i lutym, z reguły mamy obozy w ciepłych krajach. Teraz temperatura w Moskwie jest podobna do tej w Polsce. - Na wasze mecze nie przychodzi oszałamiająca liczba widzów. - Z reguły gramy dla 6 tysięcy kibiców. Z frekwencją mamy pewne problemy. Trzy lata temu została zmieniona nazwa klubu i wraz z nią część kibiców odsunęła się od klubu. Przechodzimy teraz pewien etap pozyskiwania fanów. Organizowanych jest wiele spotkań w szkołach z młodzieżą. Trzeba również liczyć na to, że dzięki dobrej grze kibiców będzie coraz więcej. - Czy kolejnym stereotypem jest ten, że widok kibica z alkoholem to normalka? - Z tego co wiem, na stadionie obowiązuje zakaz picia napojów wyskokowych. Na pewno razi, że na ulicy można spotkać paradujących z piwem lub innym alkoholem. Tego przyjemnie się nie ogląda, niestety, tak jednak jest. - A jak to bywa z kolei u zawodników? Sam Kowalewski przyznał, że po meczu wskazanym są nawet mocniejsze trunki... - Wojtek mówił sam za siebie. Faktycznie, drużyny mają różne obyczaje. W głównej mierze temat alkoholu zależy od trenera. Zdajemy sobie sprawę, że szkoleniowiec wierzy w nas i nasz profesjonalizm. Nikogo na pewno nie sprawdza przed meczem, a sprawa spożycia zależna jest od indywidualnych upodobań. Trudno mi mówić za całą drużynę. - Tamten rok wasza drużyna zakończyła na 5. miejscu. Czy ta pozycja jest dla was optymalna? - Przed sezonem mieliśmy jasno postawione zadanie - znaleźć się w pierwszej piątce. W tym sezonie mamy bardziej ambitne zadania. Chcielibyśmy "wylądować" w pierwszej czwórce, a najlepiej wskoczyć na podium. Prezesi robią wszystko, aby ściągnąć jeszcze kilku doświadczonych zawodników. W tym sezonie będziemy na pewno silniejsi, przynajmniej na papierze. Mam nadzieję, że przełoży się to na wyniki. - Zaglądając do statystyk dostrzegliśmy, że wraz z CSKA jesteście drużyną, która traci najmniej bramek. Może więc, jeśli tylko napastnicy będą tak samo skuteczni jak obrońcy, nie od rzeczy jest myśleć o mistrzostwie? - To byłoby coś! Wierzę, że w perspektywie dwóch, może trzech lat, jest to jak najbardziej realne. Póki co, dziś marzymy o podium. - Ostatnio przedłużył pan kontrakt o kolejne 4 lata. Czy Rosja to dla pana najlepsze miejsce? Nie marzył pan o grze w lidze angielskiej lub hiszpańskiej? - Chciałem przedłużyć umowę z klubem o dwa lata, nie o cztery. Nie wydaje mi się, żeby nowy kontrakt stanął na przeszkodzie przy ewentualnym transferze do innej ligi. Na pewno spełnieniem moich marzeń byłaby gra w Anglii. Ale w Rosji jest mi naprawdę dobrze. - Z jednej strony w lidze rosyjskiej walczyć chcecie o jak najwyższą pozycję, z drugiej musi pan uważać, aby kontuzja nie wykluczyła pana z wyjazdu na mundial. Nie odczuwa pan psychicznej blokady, która każe unikać okazji do kontuzji? - Z doświadczenia wiem, że przynosi to zazwyczaj odwrotny skutek. Jeżeli zawodnik nie gra na sto procent, z reguły przytrafia mu się kontuzja. Staram się nie myśleć o mistrzostwach świata, a koncentrować na najbliższych spotkaniach ligi. - W reprezentacji jest pan uważany za niemal pewniaka. Taka myśl pomaga, czy tworzy niepotrzebną presję? - Nie uważam się za pewniaka. Janas korzysta z graczy, którzy są w obecnej chwili najlepsi. Wielkim atutem jest to, że nie zwraca uwagi na personalia, a obecną formę. - W Kaiserslautern nabawił się pan kontuzji. Na ile poważny okazał się uraz? - Na zgrupowaniu naderwałem lekko mięsień czterogłowy. Było to powodem mojej absencji w rozgrywkach o Puchar Rosji. W niedzielę także nie wystąpiłem. Mam nadzieję, że na weekend będę gotowy do gry i pomogę drużynie. - Czy fakt, że nabawił się pan kontuzji na zgrupowaniu kadry, może wpłynąć na decyzję trenera zakazującą wyjazdu na mecze kadry? - Jeśli będą to oficjalne terminy, klub nie ma prawa się nie zgodzić. Myślę, że zakaz nie byłby w interesie klubu. Chodzi tu w końcu o reklamę zawodnika, który ma szansę wyjechać na mundial. Gdzie nabawiłem się urazu nie powinno mieć żadnego znaczenia. Kontuzji nabawić się mogłem praktycznie wszędzie. Pech chciał, że miało to miejsce na zgrupowaniu kadry. "Tylko Piłka"/Tomasz Parzybut