Sylwester 2001 roku był jednym z najgorszych dni w jego życiu. Urząd Skarbowy w Holandii skazał go na zapłacenie 32,8 mln euro. Z tego wyroku nie zrozumiał właściwie nic. Potem okazało się, że to kara związana z okresem, gdy wracał z Monaco do Holandii powiększona o odsetki. Zaufał prawnikom i wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle. Problem zbiegł się z fatalną inwestycją piłkarza przez jeden z banków. Wpłacił ponad 22 mln w końcu 1999 roku, a we wrześniu 2002 roku zostało mu z tego 13 mln. Doradcy przekonywali, że zapaść nastąpiła po 11 września 2001 roku i ataku na WTC. Że trzeba czekać, aż inwestycja się zwróci. Van Basten wycofał resztę swoich pieniędzy. Wspomina, że jego historia była rodem z filmu "Wilk z Wall Street" Martina Scorsese z 2013 roku, który pokazuje maklera giełdowego z Nowego Jorku - łamie prawo rekomendując klientom zakup ryzykownych akcji. To była gra, której zasad Van Basten nie rozumiał. "Tę historię opowiadam pierwszy raz. Nie będę miał miłosierdzia nad nikim, a przede wszystkim nad sobą samym" - napisał. W końcu zrozumiał, że trzeba oprzytomnieć i myśleć samodzielnie. W 2005 roku doszedł do porozumienia z Urzędem Skarbowym. Historia Van Bastena jest raczej optymistyczna jak na standardy zawodowego piłkarza. 40 procent z nich jest bankrutami już po pięciu miesiącach od zakończenia kariery. Szybko tracą rodziny, rozwodzi się 30 procent. Marco żyje z Liesbeth van Capelleveen, którą poślubił w 1993 roku. Koniec kariery bywa dla piłkarza końcem świata. Przed chwilą błyszczał na boisku podziwiany przez miliony fanów, teraz gnije zapomniany, lecząc pozostałości urazów. Piękne kobiety, które otaczały gwiazdę piłki, nagle znikają. Przyjaciele także. Zwłaszcza gdy kończy się gotówka. Van Basten przedwcześnie zakończył grę w piłkę - chroniczny uraz stawu skokowego wydał na niego wyrok. Ostatni jego mecz w Milanie to przegrany z Olympique Marsylia finał Ligi Mistrzów w 1993 roku. 17 sierpnia 1995 roku po nieudanej walce z kontuzją ogłosił zakończenie kariery. Uważano go za napastnika doskonałego. I kompletnego w każdym elemencie gry. Wysoki, ale ze wspaniałą koordynacją, zdobywał gole z najtrudniejszych pozycji i najdziwniejszych miejsc na boisku. Tak jak w finale Euro’88 przeciw ZSRR, kiedy kopnął piłkę z woleja z bardzo ostrego kąta, a ona przeleciała nad Rinatem Dasajewem, który nie miał pojęcia jak zareagować. Nietypowa krzywa lotu zaskoczyła zresztą wszystkich. Gdyby strzelcem nie był van Basten, uznano by to za szczęśliwy przypadek. Pochodzi z Utrechtu, w debiucie w Ajaksie Amsterdam w 1982 roku zmienił swojego idola Johana Cruyffa. Na koniec XX wieku w plebiscycie na najlepszego piłkarza w historii holenderskiego futbolu uznano go za numer 2, po Cruyffie. W 1988 roku zdobył z Holandią tytuł mistrza Europy. Z Milanem wywalczył dwa Puchary Europy i trzy tytuły mistrza Włoch. Trzy razy nagradzano go Złotą Piłką, jak Cruyffa i Francuza Michela Platiniego. Jako trener prowadził Ajax i kadrę Holandii, ale w tym zawodzie nie był tak genialny jak z piłką przy nodze. Dariusz Wołowski