Łukasza Fabiański, po krótkiej przerwie spowodowanej kontuzją, wrócił do bramki Arsenalu i nie popisał się. Zawalił gole w meczach z Chelsea i środowym z Wigan. - Jest nijaki, nie wykorzystuje swojej szansy - twierdzi były znakomity bramkarz, Jan Tomaszewski. Kiedy latem 2007 roku 22-letni Łukasz Fabiański trafił do Arsenalu Londyn za około 4 mln euro, wydawało się, że niebawem zostanie wielką gwiazdą Premier League. Menedżer "Kanonierów" Arsene Wenger słynie przecież z tego, że jak nikt inny potrafi wyławiać utalentowanych młodych piłkarzy, a potem ich skutecznie promować. Oczywiście, w pierwszym sezonie Polak nie miał szans, aby przebić się do gry. O miano numer 1 rywalizowali wówczas Jens Lehmann i Manuel Almunia. Zwycięsko z tej rywalizacji wyszedł Hiszpan, a Fabiański czekał na swój czas. Szansę na grę w meczach Premier League dostawał sporadycznie. W pierwszym sezonie bronił trzy razy, w drugim sześć, a w minionym tylko cztery. Polak zdobywał doświadczenie w rozgrywkach o mniejszym prestiżu, takich jak Puchar Ligi. Sporadycznie grywał w mniej istotnych meczach Ligi Mistrzów. W poprzednim sezonie coraz częściej zawodził Almunia, ale Fabiański nie potrafił tego wykorzystać. Skompromitował się w wyjazdowym spotkaniu Ligi Mistrzów z FC Porto, pod koniec sezonu zaliczył też kilka wpadek. Wtedy właśnie bulwarówka "The Sun" nazwała go "Flappyhandsky". Mimo to Wenger nie zdecydował się latem na kupno nowego bramkarza. Dalej stawiał na Almunię. Ten jednak doznał kontuzji i przed Fabiańskim otworzyły się nowe perspektywy. W jesiennym meczach "Fabian" spisywał się nieźle, choć przez jego błąd Arsenal przegrał 0-1 u siebie z Newcastle. W sumie jednak coraz bardziej potwierdzał swoją pozycję bramkarza numer 1. 13 grudnia Arsenal czekał wyjazdowy mecz z Manchesterem United. Fabiański doznał drobnej kontuzji i Wenger zdecydował się wstawić do bramki 20-letniego Wojciecha Szczęsnego. Ten spisał się bardzo dobrze i - choć londyńczycy przegrali 0-1 - to właśnie o Szczęsnym zaczęto mówić, że jest przyszłością Arsenalu. Wenger szybko jednak przywrócił hierarchię. W meczu z Chelsea w drugi dzień świąt znowu postawił na Fabiańskiego. Jego drużyna zagrała świetnie, wygrała 3-1, ale Polak po raz kolejny potwierdził, że ma marne pojęcie o grze na przedpolu. Za późno ruszył do dośrodkowanej z wolnego piłki, potem stanął jak wryty i przepuścił strzał głową Branislava Ivanovica. Gol dla Chelsea padł już przy prowadzeniu 3-0, więc nie zwrócono większej uwagi na błąd naszego reprezentanta. W środę Arsenal roztrwonił jednak, to co zyskał pokonując "The Blues". Z wyjazdu do Wigan "Kanonierzy" przywieźli tylko jeden punkt ( zremisowali 2-2), tracąc gola po samobójczym strzale Sebastiena Squillaciego. Wina Francuza była bezdyskusyjna, ale gdyby Fabiański nie miotał się bez sensu wzdłuż linii bramkowej, to pewnie bez większego problemu złapałby piłkę. Co gorsza, w tym okresie Arsenal grał w przewadze, bo czerwoną kartkę zobaczył w 78. min Charles N'Zogbia. Wenger nie krytykował swojego bramkarza, ale z pewnością zaczyna się zastanawiać, czy nie reaktywować wracającego do zdrowia Almunii albo postawić na Szczęsnego. Fabiański przegrywa swoją szansę. Chyba latem powinien rozejrzeć się za nowym, słabszym klubem, bo aspirujący do mistrzostwa Anglii Arsenal to dla niego za wysokie progi. Ekspert INTERIA.PL - Jan Tomaszewski - Fabiański ewidentnie zawalił gola w meczu z Cheslea. W Wigan niby nie popełnił tak rażącego błędu, ale nie pomógł drużynie w odniesieniu zwycięstwa. Na pewno nie zaskarbił sobie tym występem sympatii kibiców. Po prostu nie wykorzystuje swojej szansy, w przeciwieństwie do Wojciecha Szczęsnego, który mnie oczarował w swoim debiucie z Manchesterem. - Fabiański jest po prostu nijaki. W meczu z Chelsea nie podobała mi się u niego jeszcze jedna rzecz. Po przepuszczeniu gola zaczął wychodzić do dośrodkowań z wyprostowaną nogą. Bramkarz może rozpychać się łokciami, atakować kolanem, ale nie korkami, bo naraża rywali na kontuzje. Widać było, że przeanalizował swój błąd i zareagował w stylu "ja wam jeszcze pokażę". Nie tędy droga! - Obserwując ostatnio grę Fabiańskiego, dostrzegłem brak dynamiki. Nie wiem, z czego to wynika. Może z niewłaściwego treningu, może to problemy z psychiką? Dziwni mnie trochę postawa Wengera, który - nawet po słabym występie - nie krytykuje, lecz tłumaczy jego błędy. Daje mu takie fałszywe alibi. Myślę, że najbliższe miesiące będą decydujące dla Fabiańskiego. Jeśli się nie poprawi, to może być to dla niego ostatni sezon w tym klubie. Zobacz bramki z meczu Wigan - Arsenal