- Wiem, że zdobycie tytułu to nasz obowiązek. Trzecie czy czwarte miejsce w kraju, który pięć razy był mistrzem świata zostanie odebrane jako porażka. Dziś nie jesteśmy faworytem, ale zostało jeszcze trochę czasu. Mam nadzieję, że już przed turniejem albo w jego trakcie dopracujemy się tego miana - powiedział po nominacji "Felipao". 64-letni Scolari wraca na stanowisko selekcjonera po 10 latach. W 2002 roku na mundialu w Korei Płd. i Japonii doprowadził "Canarinhos" do piątego w historii tytułu mistrza świata. Później nie miał jednak dobrych wyników, choć z Portugalią wywalczył wicemistrzostwo Europy w 2004 roku, czwarte miejsce w MŚ w Niemczech w 2006, a jeszcze w trakcie Euro 2008, w którym jego podopieczni dotarli do ćwierćfinału, podpisał kontrakt z Chelsea Londyn. Pracował tam bez powodzenia i został zwolniony po ośmiu miesiącach. Z Anglii trafił do... Uzbekistanu, gdzie został trenerem najbogatszego klubu - Bunyodkoru. W czerwcu 2010 roku wrócił do kraju. Z Palmeiras zdobył Puchar Brazylii, ale we wrześniu tego roku został zwolniony z powodu słabych wyników. Ostatecznie klub spadł do drugiej ligi. Znacznie bardziej udana była pierwsza przygoda Scolarego z klubem z Sao Paulo, gdzie pracował wcześniej w latach 1997-2000. Oprócz Pucharu Brazylii w 1998 roku, sięgnął z nim po Copa Libertadores, czyli Puchar Wyzwolicieli, południowoamerykański odpowiednik Pucharu Europy. Wcześniej podobne osiągnięcia, plus mistrzostwo kraju, zanotował w Gremio Porto Alegre, ale jego drużyna była krytykowana za fizyczny i mało atrakcyjny styl gry. Ma za sobą również pracę w mniej znanych klubach brazylijskich oraz w Arabii Saudyjskiej i Kuwejcie. Jednym ze współpracowników Scolariego ma być Carlos Alberto Parreira, który w 1994 roku na boiskach USA wywalczył czwarty w historii Brazylii tytuł mistrza globu. - Trudno mi nawet opisać, jak jestem szczęśliwy. Brazylia zagra w mistrzostwach świata we własnym kraju, a ja będę w tym uczestniczył. Czuję się jak szczęśliwy dzieciak - powiedział 69-letni Parreira. Powierzenie Scolaremu drużyny narodowej było efektem dyskusji na najwyższych szczeblach, z udziałem prezydent kraju Dilmy Rousseff czy ministra sportu Aldo Rebelo. To oni m.in. mieli forować ostatniego twórcę wielkich sukcesów reprezentacji na stanowisko selekcjonera, na którym zastąpił zwolnionego w piątek Mano Menezesa. - Presja? To normalne w tym zawodzie. Jeśli ktoś się jej boi, to niech pracuje w biurze, banku albo siedzi w domu i nic nie robi. Poza tym szósty tytuł to marzenie, którego realizacja powinna być celem każdego brazylijskiego piłkarza - przyznał Scolari. Jak dodał, prawdziwa presja towarzyszyła mu, kiedy pierwszy raz objął drużynę narodową. - Było realne zagrożenie, że Brazylii zabraknie na mundialu. To byłby dopiero wstyd. Teraz przed nami tylko wielkie wyzwanie - podkreślił. Menezes pracował z kadrą od sierpnia 2010 roku. W tym czasie "Canarinhos" rozgrywali niemal wyłącznie spotkania towarzyskie, nie licząc rywalizacji w igrzyskach w Londynie, gdzie zespół w składzie zbliżonym do drużyny narodowej zdobył srebrny medal. W Brazylii przyjęto jednak ten wynik z niezadowoleniem, bo piłkarze nie przywieźli olimpijskiego złota - jedynego trofeum, jakiego ta futbolowa potęga nie ma w kolekcji. Za kadencji Menezesa Brazylijczycy brali także udział w Copa America w 2011 roku, ale odpadli już w ćwierćfinale, ulegając w rzutach karnych Paragwajczykom. W ciągu niespełna 2,5 roku reprezentacja nie wygrała ani jednego spotkania z przeciwnikiem najwyższej klasy. Doznała za to porażek m.in. z Argentyną, Francją i Niemcami. Bilans drużyny pod wodzą Menezesa to 21 zwycięstw, sześć remisów i sześć przegranych. Media i kibice od dłuższego czasu krytykowały go za styl gry zespołu oraz wyniki. Zdarzało się, że kadrowicze byli wygwizdywani podczas meczów przed własną publicznością.