Spotkanie na Stamford Bridge było taktycznymi szachami wspaniałych strategów - Jose Mourinho i Rafaela Beniteza. Już za tydzień w meczu rewanżowym na Anfield Road, Jerzy Dudek i jego koledzy postarają się wyeliminować Chelsea. W pierwszej połowie zawodnicy obu drużyn zaprezentowali kibicom na Stamford Bridge i przed telewizorami piłkarskie szachy. Podopieczni Jose Mourinho atakowali, byli stroną przeważającą, ale widać było w ich poczynaniach ostrożność. "The Reds" natomiast zagrali podobnie jak z Juventusem w Turynie. Aktywnie i z dużym zaangażowaniem we wszystkich formacjach. Zawodnicy Rafaela Beniteza często neutralizowali ataki Chelsea już w środkowej strefie boiska. Nie znaczy to, że bramkarz Petr Cech nie miał wiele pracy. Gdy tylko nadarzyła się okazja, Liverpool przeprowadzał groźne kontry. Taktyka ustalona przez Mourinho i Beniteza sprawiła, że w pierwszych 45 minutach nie było zbyt wielu klarownych okazji do zdobycia goli. Mimo to, gra w pierwszej połowie mogła się podobać. Szybkie tempo, wiele walki i perfekcyjne wypełnianie założeń taktycznych. Pierwszy okazję do wpisania się na listę strzelców miał Didier Drogba, jednak strzał napastnika "The Blues" minął lewy słupek bramki strzeżonej przez Jerzego Dudka. W odpowiedzi znakomitą sytuację zmarnował John Arne Risse. Norweg otrzymał świetne podanie w pole karne od Xabi Alonso. Risse ograł dwóch obrońców Chelsea, ale jego strzał prawą nogą z 14 metrów był zbyt słaby by sprawić kłopoty Cechowi. W 23. minucie William Gallas posłał dośrodkowanie z lewej strony pola karnego. Joe Cole zgrał piłkę głową do Franka Lamparda, ale reprezentant Anglii fatalnie przestrzelił z 5 metrów! Kilka minut później Steven Gerrard dokładnie zacentrował z prawego skrzydła na głowę Milana Barosa. Fani "The Reds" widzieli już piłkę w siatce, ale Cech pokazał najwyższą klasę, wybijając piłkę na rzut rożny. Po zmianie stron do bardziej zdecydowanych ataków ruszyli gospodarze. W 48. minucie kapitalną indywidualną akcję przeprowadził Cole. Pomocnik "The Blues" minął zwodem dwóch obrońców i kiedy składał się do strzału, w ostatniej chwili Sami Hyypia ofiarnym wślizgiem zapobiegł niebezpieczeństwu. Mourinho posłał w końcu do boju swoich asów - Arjena Robbena i Mateję Kezmana. Wprowadzenie do gry ofensywnych zawodników niewiele jednak zmieniło w obrazie gry Chelsea. Gospodarze w dalszym ciągu starali się przedostać pod bramkę Dudka, ale Liverpool nie popełnił błędów w defensywie. Bezbramkowy remis należy uznać za sukces "The Reds", ale czy jest on porażką Chelsea? Wszystko okaże się za tydzień, kiedy dojdzie do rewanżu na Anfield Road. Tam musi paść rozstrzygnięcie, która z drużyn zagra 25 maja w Stambule w wielkim finale Ligi Mistrzów. <a href="http://sport.interia.pl/gal?galId=4920&tytulGal=Chelsea%20-%20Liverpool">Zobacz galerię zdjęć z meczu Chelsea - Liverpool</a>, a także <a href="http://sport.interia.pl/gal?galId=4919&tytulGal=AC%20Milan%20-%20PSV">z wtorkowego meczu AC Milan - PSV.</a>