Skaut Liverpool FC, Jakob Friss-Hansen, był ostatnio widziany na meczu duńskiej Superligi pomiędzy Lyngby, a FC Nordsjaelland. Po spotkaniu w duńskich mediach pojawiły się spekulacje, że łowca talentów z Anfield Road przyglądał się młodym zawodnikom Lyngby. W jego notesie mieli znaleźć się Kim Aabech, Lasse Rise i uważany za wielki talent Emil Larsen. Hansen zaprzeczył jednak tym sugestiom, twierdząc, że jego pobyt w Danii miał jedynie prywatne podłoże. -Grałem niegdyś w Lyngby i do dziś mam w tym klubie wielu przyjaciół. To, że można mnie spotkać na tym stadionie, nie znaczy, że chcemy pozyskać któregoś z piłkarzy. Zresztą nie szukamy teraz młodych zawodników, to nie oni są potrzebni Liverpoolowi - stwierdził na łamach serwisu internetowego bold.dk Hansen. Liverpool jest pogrążony w kryzysie od początku sezonu. Legendarny klub znalazł się nawet w strefie spadkowej, a w ostatniej kolejce Premier League przegrał ze skazywanym na degradację Blackpool. Po tym spotkaniu przez angielskie media przetoczyła się prawdziwa burza, a gromy spadły na głowę trenera Roya Hodgsona i zawodników. Bedą szukać w całej Europie Ulubieniec fanów Liverpoolu, Hiszpan Fernando Torres, przyznał, że nie wyobraża sobie, aby klub nie został już w styczniu wzmocniony wartościowymi zawodnikami. "The Reds" nie mogą bowiem odnaleźć właściwej formy, odkąd latem ich szeregi opuścili m.in. Yossi Benayoun, czy Javier Mascherano. Skaut Liverpoolu, Hansen, przyznał z kolei, że cały pion odpowiedzialny za transfery w klubie pracuje nad tym, aby już w styczniu udało się wzmocnić drużynę. - W tym momencie najważniejsze jest poprawa wyników i opuszczenie dolnych rejonów tabeli, aby ten sezon nie był całkowicie stracony. Do tego celu potrzebujemy kilku zawodników, którzy od razu będą mogli wskoczyć do podstawowego składu - stwierdził Duńczyk. -Pracuję we Włoszech, Niemczech, Francji, Belgii i Holandii, a w tym roku będziemy aktywni także na hiszpańskim rynku - zapowiedział ofensywę transferową Hansen. - Mam nadzieję, że menedżer Roy Hodgson dostanie spore pieniądze na wzmocnienia, bo nikt w klubie nie ma wątpliwości, że pomimo słabego początku sezonu, to wspaniały fachowiec. <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-anglia-premier-league,cid,619,sort,I">Liga angielska bez tajemnic! Wyniki, tabele, strzelcy. Kliknij!</a> Ryba psuje się od głowy Kwestie finansowe zależeć będą głównie od tego, kto będzie właścicielem klubu w styczniu. Wciąż nie jest jasne, czy klub zostanie przejęty przez konsorcjum New England Sports Ventures. Transakcję starają się zablokować dotychczasowi właściciele - Amerykanie Tom Hicks i George Gillet. Głos w tej sprawie zabrał także Hansen. - Problemy Liverpoolu wynikają przede wszystkim z tego, że ciągle nie wiemy dokładnie, jaka jest sytuacja prawna klubu. To powoduje szereg problemów, bo gdy na szczycie domu dzieją się złe rzeczy, to po chwili cała budowla trzęsie się w posadach - opowiadał Duńczyk. -Jeśli mamy wrócić na szczyt, to konieczne jest sprowadzenie kilku piłkarzy z najwyższej półki, także jeśli chodzi o cenę. Tacy zawodnicy gwarantują odpowiedni poziom. Dwóch już blisko, będzie transferowy hit? Brytyjskie media w kontekście styczniowych wzmocnień Liverpoolu wymieniają przede wszystkim obrońcę Ryana Shawcrossa ze Stoke City. Drugim zawodnikiem, który ma duże szanse na angaż na Anfield Road jest lewy obrońca Reto Ziegler z Sampdorii Genua. Wśród zawodników, którzy są łączeni z przenosinami do "The Reds" są też tacy gracze, jak Ricky van Wolfswinkel z Utrechtu, czy Eden Hazard z francuskiego Lille. Hiszpański kierunek poszukiwań, o którym wspominał Hansen, reprezentują pomocnicy Javi Martinez z Athletic Bilbao i Ever Banega z Valencii. Na razie niezbyt wiarygodne są plotki o tym, że "The Reds" mieliby wzmocnić napastnicy Mario Gomez z Bayernu Monachium lub Mirko Vucinić z AS Romy. Co jakiś czas pojawiają się zaś sygnały, że opiewającą na 50 mln funtów ofertę za Fernando Torresa szykuje Manchester City. Szejkowie wiele razy pokazali już, że nie można ich lekceważyć, a za gwiazdy potrafią zapłacić każdą cenę. Jeśli na Anfield Road marzą o tym, by wrócić do gry o najwyższe cele, to właściciele Liverpoolu (kimkolwiek będą) powinni zadbać o to, by nie stracić kolejnej gwiazdy. Przede wszystkim jednak, w styczniu to właśnie szefowie "The Reds", a nie Manchesteru będą musieli głęboko sięgnąć do kieszeni! <a href="http://bartekbarnas.blog.interia.pl/?id=1957734">O problemach Liverpoolu czytaj więcej na blogu Bartka! Kliknij tutaj!</a>