Konrad Piasecki: Grzegorz Lato - prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. Już pan polubił ten tytuł? Grzegorz Lato: - Czy ja wiem? Nie przywiązuję żadnej wagi do tytułów. Byłem senatorem i też tytułu nie używałem. Ja jestem Grzegorz Lato. Nie boi się pan, że mimo braku przywiązania powyborcze protesty mogą panu ten tytuł odebrać? - Zmieńmy zestaw pytań, bo to są sensacyjne doniesienia, które nie mają żadnego wydźwięku prawnego. W demokratycznym kraju demokratyczne wybory i trzeba je uszanować. Ja szanuję zawsze demokratyczne wybory. Czyli ten scenariusz oprotestowania wyborów i ich powtórki jest - według pana - nierealny i nieprawdziwy? - Do dnia dzisiejszego nikt nie oprotestował. W związku z powyższym, nie szukajmy sensacji tylko weźmy się do pracy. A gdyby jednak wybory powtórzono, pan wystartuje ponownie? - Na pewno tak. Ja szanuję dziennikarzy, szanuję ich zawód, ale to jest szukanie sensacji - a nóż coś tam jeszcze będzie. A ochoty do prezesowania nie obiera panu to, że słyszy pan z ust ministra sportu, że wyborami w PZPN działacze po raz kolejny napluli polskiemu społeczeństwu w twarz? - Zostawię tę wypowiedź bez komentarza. Jestem po rozmowach z panem ministrem - doszliśmy do pewnego wspólnego celu, porozumienia. Bardzo szanuję pana ministra. Jest to chyba w tej chwili jeden z najlepszych ministrów sportu, jakiego ja znam. A jak się panu rozmawiało z człowiekiem, który sugerował przed wyborami, że pan ma szemraną przeszłość i może mieć problemy z prawem? - Wie pan, myślę, że to nie minister, a prasa i nagonka z racji tego, że część miała swojego kandydata. Niestety, ten faworyt przegrał z kretesem. Ale zapytał pan ministra, o jakie problemy z prawem chodziło? - Znamy się od lat z panem Drzewieckim. Jesteśmy zresztą na ty. Dobrze pan minister wie, że nie ma takiej możliwości, żeby ktokolwiek w cokolwiek mnie zamieszał czy posądził. Jeśli są takie dowody, to już powiedziałem kiedyś wprost: "Do prokuratury, proszę, natychmiast". Okazuje się, że do dnia dzisiejszego zarzutów nie ma. Jest to niemożliwością. Łatwiej w totka wygrać, niż mnie w coś umoczyć. Po tych kilkunastu dniach prezesowania pan wciąż uważa, że Grzegorz Lato to najwłaściwszy człowiek na najwłaściwszym miejscu? - Nikt nie jest idealny. Ja sobie z tego zdaję sprawę i ja sam siebie nie będę oceniał. Od tego są dziennikarze. Myślę, że niektórzy mnie chyba nie docenili. W związku z powyższym, poczekajmy trochę i wtedy mnie ocenicie. Jak pan ocenia tę swoją wypowiedź o tym, że jeśli nie z Ukrainą to zorganizujemy z Niemcami Euro 2012? - A pan słuchał całą moją wypowiedź? Ja powiedziałem przy zakończeniu, że mam nadzieję, że nasi przyjaciele z Ukrainy na pewno zdążą. Chciałem panu powiedzieć jedno, że nie ma innej alternatywy jak Polska - Ukraina czy Ukraina - Polska. Jeszcze się nie zdarzyło w historii, że UEFA przydzielając komuś rozgrywki o mistrzostwo Europy, komukolwiek je odebrało. W 100 procentach, na pewno się odbędzie Euro 2012 na Ukrainie i w Polsce. W stu procentach? Naprawdę pan uważa, że Ukraina nie będzie miała aż takich problemów z przygotowaniami, żeby się nie wyrobić, mówiąc kolokwialnie? - Nie. Jestem w stu procentach przekonany, że na pewno zdążą. Będą trwały prace kosmetyczne u nich i u nas do samego końca. Tak samo było w Austrii i Szwajcarii. Na miesiąc przed były jeszcze kosmetyczne sprawy jeśli chodzi o stadiony. Musiał pan przepraszać za tę wypowiedź stronę ukraińską? Ukraińcy żądali nawet przeprosin oficjalną, dyplomatyczną drogą. - Znamy się bardzo dobrze z prezesem Surkisem, więc wystarczyły dwa telefony. Znacie się z prezesem Surkisem, ale kiedy on przyjechał na zjazd PZPN-u, to - zdaje się - nie był entuzjastą pańskiej kandydatury. - Zostawmy to w spokoju. Rozmawialiśmy po wyborach, nie ma to żadnego znaczenia na dzień dzisiejszy. A gdyby rzeczywiście tak było - bo z samej Ukrainy słychać takie głosy, że oni odkładają przygotowania - że Ukraina powiedziałaby "nie", jesteśmy w stanie sami zrobić Euro samodzielnie? - Nie rozważam tej możliwości. Euro dostaliśmy my i Ukraina, więc w związku z powyższym, po raz kolejny powiem - mistrzostwa 2012 odbędą się na Ukrainie i w Polsce. Albo odwrotnie, w Polsce i Ukrainie. Jeśli ta Ukraina to pewniak, to po co przygotowujemy sześć stadionów,a nie cztery? Czy to nie jest tak, że przygotowujemy sześć na wypadek, gdyby jednak się nie udało? - Jeśli chodzi o sześć stadionów, wystąpiliśmy, żeby można było rozegrać mecze na sześciu stadionach. I Krakowowi i przede wszystkim Śląskowi należą się przynajmniej po dwa mecze. A jak wyjdzie, decydujemy nie my, tylko w stu procentach UEFA. Wie pan kto z ramienia UEFA będzie koordynatorem Euro? - Na dzień dzisiejszy nie. To prawda, że Zbigniew Boniek przymierza się do tej funkcji? - Dziwnym trafem się przewija ciągle mój kolega z Boiska Zbigniew Boniek. Z naszej strony jest na dzień dzisiejszy pan Listkiewicz i pan Olkowicz. To są dwie osoby, które są bezpośrednio w kontakcie z UEFA. UEFA wyznacza swojego człowieka, ale myślę, że to będzie kto inny. Nie Boniek? - Nigdy nie mów nigdy. Pożyjemy, zobaczymy. Jeśli Boniek zostanie koordynatorem, to oznacza, że wyrzuci z siodła Listkiewicza? - Nie ma takiej możliwości, bo to jest delegat PZPN. Listkiewicz pozostanie delegatem PZPN-u do organizacji Euro i nic już tego nie zmieni? - Nie wyobrażam sobie, żeby Michel Platini, którego bardzo dobrze znam, bez naszej rekomendacji, nagle wyrzuca Michała Listkiewicza i wsadza tam kogokolwiek z Polski. To nie takie proste. Czyli miejsca dla Zbigniewa Bońka przy Euro nie ma? - Na pewno nie za Michała Listkiewicza, ani za Olkowicza. Czyli trzecia osoba, niezależna, Zbigniew Boniek jako koordynator ze strony UEFA wchodzi w grę? - Tak, ze strony UEFA, ale na pewno nie ze strony Polskiego Związku Piłki Nożnej.