Poznań to ostatnie miasto spośród polskich miast-organizatorów finałowego turnieju Euro 2012, który nie wybrał jeszcze operatora obiektu. Do przetargu zgłoszono tylko dwie oferty, ale jedna z nich, ze względów proceduralnych, została odrzucona już w pierwszym etapie postępowania. Na placu boju pozostała więc ta złożona przez Marcelin Management i KKS Lech. Kilkumiesięczne negocjacje nie zakończyły się dotąd sukcesem, a kwestią sporną pozostaje przede wszystkim sprawa doprowadzenia obiektu w niektórych jego miejscach do stanu użyteczności. Chodzi tu głównie o możliwość zbudowania punktów gastronomicznych, ale nie tylko. Lech wynajął więc firmę architektoniczną JSK Architekci, która projektowała obiekty we Wrocławiu czy w Warszawie (Stadion Narodowy i stadion Legii). - Jesienią 2010 roku Lech zwrócił się do nas z prośbą o know-how zagospodarowania stadionu. Część związana z widownią robi wrażenie wielkiej, europejskiej areny, ale ta pod trybunami, a z niej korzystają kibice, nie jest zagospodarowana. Podobnie jak trybuna zwrócona fasadą do ul. Bułgarskiej, w której drzemie wielki potencjał. Na prośbę klubu przygotowaliśmy koncepcję wykorzystania obiektu, by mógł generować przychody dla miasta i operatora - mówi Mariusz Rutz, prezes JSK Architekci. Ta koncepcja wiąże się jednak z dodatkowymi wydatkami, a pieniędzy w kasie miasta nie ma. Wyliczono je na 47 milionów złotych, w wyniku negocjacji spadły do ok. 32 milionów złotych. 21 milionów złotych miałoby zapłacić miasto, a 11 - operator. - W sferze typowo budowlanej koszty powinien ponieść właściciel obiektu, a strefy związane z wyposażeniem miałyby się znaleźć po stronie operatora. To ewenement, jeśli spojrzymy na inne areny Euro 2012. W Gdańsku firma, która wchodzi na stadion, wszystko ma przygotowane, a przecież jej częścią też jest klub. Bez względu na to, czy operatorem zostaniemy my, czy ktoś inny, przed Euro i tak ktoś musi ten obiekt wykończyć, bo takie są wymagania dotyczące turnieju - mówi Karol Klimczak z zarządu Lecha. Szczegółowy kosztorys przygotowała firma JSK Architekci. - Dzieli się na dwa obszary. Jeden to wybudowanie dodatkowych elementów, jak kioski gastronomiczne, ale także innych elementów, które przyciągnęłyby ludzi w czasie, gdy na stadionie nie odbywają się inne imprezy. To standard w zachodniej Europie. Sztuką jest nakarmić 40 tysięcy ludzi w czasie 15-minutowej przerwy, by ludzie zdążyli kupić to, na co mają ochotę i jeszcze zdążyli przed pierwszym gwizdkiem na drugą połowę - mówi Rutz. Drugą sprawą są opłaty, jakie rocznie będzie ponosił klub. - Złożyliśmy wstępną propozycję konstrukcji czynszu co do zasady: część stała i procent dochodu z dnia meczu. Wysokość pierwszej kwoty oraz procenty są w tej chwili negocjowane. Wyznajemy jednak zasadę, że miasto powinno do tego podejść w sposób biznesowy oraz średnio- i długoterminowy. Na pewno będzie chciało otrzymywać dochody z tytułu dzierżawy, ale istotą jest to, by nie zarżnąć kury znoszącej złote jaja. Jeśli te koszty będą bardzo wysokie, ucierpi pion sportowy, bo będziemy musieli obciąć wydatki na drużynę. To może spowodować zmniejszony wpływ z dnia meczu. W efekcie zmniejszy się też przychód dla miasta - argumentuje Klimczak. - Nie wyobrażamy sobie, by to klub został obciążony kosztami o charakterze infrastrukturalnym i inwestycyjnym, bo wówczas na długie lata ograniczymy swoją działalność o charakterze sportowym. Trzeba znaleźć rozwiązanie na zasadzie kompromisu. Pod koniec czerwca wyślemy naszą ostateczną ofertę do Urzędu Miasta i liczymy, że decyzja wpłynie do nas najpóźniej do połowy lipca. To ostatni moment, by można było obiekt wyposażyć w stanowiska gastronomiczne i nazwać w pełni komercyjnym - dodaje członek zarządu Lecha. Na Stadionie Miejskim w Poznaniu jest ok. sześciu tysięcy metrów kwadratowych powierzchni komercyjnych. - Jeśli zawarcie umowy między miastem i operatorem nastąpiłoby w ciągu dwóch, trzech tygodni, to zakończenie dodatkowych prac jest możliwe do marca przyszłego roku - twierdzi Mariusz Rutz, prezes JSK Architekci.