Jedna z gazet przypomniała bowiem, że Hańderek w stanie wojennym pisał teksty, które uzasadniały jego wprowadzenie. "Czy ktoś kiedykolwiek zarzucił mi nieprawidłowości związane z działalnością sędziowską? Otóż nigdy nie było takich sygnałów! Natomiast w stanie wojennym przyjąłem pogląd tej części społeczeństwa, który zaakceptował zasadność jego wprowadzenia. Dotyczyło to mojej działalności dziennikarskie, żadnej innej. I właśnie teraz to wyciągnięto; kilka dni po tym, jak ogłosiliśmy rewolucyjną reformę środowiska sędziowskiego. Ktoś się przestraszył i potrafił mnie zaatakować" - tłumaczy Hańderek w "Przeglądzie Sportowym". Według niego głównym problemem w polskiej piłce są obserwatorzy. "Sędzia często czuje się uzależniony od obserwatora. Już zimą ustaliliśmy, że robimy gruntowną "czystkę" po zakończeniu sezonu. Mieliśmy zrobić nową listę obserwatorów i byłaby to lista szokująca" - stwierdził. Hańderek nie ma jednak także złudzeń w stosunku do sędziów. "Co najmniej połowa była raz skorumpowana, jeśli mówimy o szczeblu centralnym - powiedział. Jak wygląda klasyczny mechanizm korupcyjny. "W rundzie wiosennej był taki mecz w polskiej ekstraklasie, kilka dni przed Wielkanocą. Działacze gospodarzy ugościli obserwatora i sędziów jajeczkiem. I potem obserwator mówi do sędziów: popatrzcie jacy oni sympatyczni, proszę więc sędziować tak, żeby im tych zbliżających się świąt nie zepsuć. No przecież tylko naiwniak uwierzy, że chodziło o wdzięczność za jajeczka z chrzanem. Inna historia z tej rundy: w przerwie meczu wpada obserwator do szatni sędziów i już w progu krzyczy: "Ty się za mało starasz! Jest tylko 1:0, a powinno być 3:0. Miałbyś już święty spokój i mógłbyś normalnie sędziować". To nie są dialogi z drugiej części "Piłkarskiego pokera". To się zdarzyło naprawdę, a ja znam nazwisko tego obserwatora. Nie jestem szefem sędziów, ale jako członek władz PZPN nie dopuszczę, by w nowym sezonie nadal pełnił tę funkcję" - wyjaśnił Hańderek.