Atmosfera wokół FIFA jest trochę inna, bardziej spokojna, niż przed czterema laty, gdy wspólne działania amerykańskiej i szwajcarskiej prokuratury doprowadziły do bezprecedensowego kryzysu kończącego de facto erę Seppa Blattera, byłego wszechwładnego szefa organizacji. Na kongresie w Paryżu Infantino po raz kolejny pokazał, że jest znakomitym politykiem. Skutecznym, ale też potrafiącym uderzyć we właściwe tony, miłe delegatom. - Dzisiaj jest szczęśliwy dzień. Przypomnijcie sobie, jaka była sytuacja przed trzema laty i trzema miesiącami, gdy byłem wybierany. Nie byłem od tego czasu perfekcyjny, popełniłem błędy, ale dzisiaj nikt nie mówi o kryzysie, nikt nie mówi o korupcji, o tym, że trzeba wszystko zaczynać od nowa. Mówimy o futbolu, rozpoczęliśmy nowy rozdział. Przeszliśmy od organizacji niemal kryminalnej do organizacji, która rozwija futbol. To miałem na myśli, zapowiadając, że musimy przywrócić FIFA futbolowi. Taka jest nasza misja - mówił Infantino do przedstawicieli wszystkich związków piłkarskich, płynnie przechodząc od angielskiego, przez francuski, niemiecki o hiszpańskiego. Jak przekonywał, dodając jednak, że to uczucie subiektywne, że dzisiaj organizacja, której przewodzi to "synonim wiarygodności, profesjonalizmu i jakości". - Nowa FIFA, której dowodem ma być, jego zdaniem, wybór w ubiegłym roku gospodarza mundialu w 2026 roku. A raczej gospodarzy (Stany Zjednoczone, Meksyk, Kanada). Bez żadnego skandalu, co w poprzednich przypadkach było na porządku dziennym niemal w każdym przypadku. Infantino chwalił się wprowadzeniem systemu VAR, który okazał się "jednym z największych sukcesów ostatnich lat, co było widać szczególnie na mistrzostwach świata w Rosji". - VAR pozwala "czyścić grę", ale nie zabija jej - przekonywał szef FIFA. Mówił też o klubowym mundialu, który w nowej formule, z 24 drużynami, ma zostać po raz pierwszy rozegrany w 2021, choć nie wiadomo jeszcze dokładnie, jakie będą jego zasady. Pieniądze, jakich jeszcze nie było Infantino ma jeden poważny argument. Jeszcze nigdy sytuacja finansowa FIFA nie była tak dobra. Ostatni raport finansowy wskazuje, że w latach 2015-2018 przychody Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej wyniosły 6,4 mld dolarów, czyli około 5,65 mld euro. To znacznie więcej od budżetu, który szef FIFA zapowiadał przed trzema laty, gdy był wybierany po raz pierwszy w bardzo burzliwym okresie po największym kryzysie i aresztowaniu wielu członków stowarzyszenia za korupcję. Wtedy była mowa o 5 mld dolarów. Kluczowe w tym zestawieniu są wyniki finansowe po ubiegłorocznym mundialu w Rosji, gdy okazało się, że stowarzyszenie osiągnęło przychody na poziomie 1,81 mld. Jak przekonuje Alejandro Dominguez, szef komisji finansów, a jednocześnie prezydent konfederacji południowoamerykańskiej, to o 65 procent więcej niż przewidywano. Co oznacza, że największa i najbogatsza organizacja może pochwalić się rezerwami w kwocie 2,75 mld euro. Gdy Infantino dochodził do władzy, wynosiły one 1 miliard dolarów. - Też bardzo dużo, ale w ostatnich trzech latach udało nam się odzyskać zaufanie, przezwyciężając największy kryzys w historii - uważa Infantino. Paradoksalnie, te wszystkie argumenty, tak samo jak brak jakiegokolwiek kontrkandydata, który mógłby stanąć do walki o władzę z Infantino, nie oznaczają, że Szwajcar - który został szefem FIFA w 2016 roku w wyniku nadzwyczajnego zbiegu okoliczności - może być całkowicie spokojny i że wszystkie jego projekty znajdują poparcie. Właśnie na kongresie w Paryżu miała zapaść decyzja o rozszerzeniu mistrzostw świata do 48 drużyn już od najbliższej edycji w Katarze w 2022 roku. Pomysł, zdawałoby się szalony, biorąc pod uwagę powierzchnię małego emiratu, na dodatek bez jakichkolwiek tradycji piłkarskich. A jednak Infantino bardzo do tego dążył, licząc na dodatkowe zyski, choćby z tytuły sprzedaży praw telewizyjnych, liczonych na około 400 milionów euro. Jeszcze przed kongresem musiał jednak wycofać się z tego, gdy okazało się - także z powodu napiętej sytuacji w Zatoce i otwartej "zimnej wojny" między czołowymi państwami regionu i Katarem - że emirat wcale nie jest skłonny dzielić się mundialem, ani nawet nie ma żadnego kraju, który mógłby przejąć część obowiązków na siebie. Infantino, mimo że jako były sekretarz generalny, wywodzi się z UEFA ma też bardzo napięte relacje z europejską federacją. W tle toczy się bowiem ostra walka o duże pieniądze i większy prestiż. Trudno nie widzieć w chęci rozwoju klubowych mistrzostw świata przeciwwagi dla sukcesu, jaki osiągnęła Liga Mistrzów, ciągle podlegająca zmianom i coraz bardziej zmierzająca w kierunku zamkniętej "Superligi". Platini: Jako szef FIFA nie jest wiarygodny Nowy-stary szef FIFA musi też, jak nigdy dotychczas, zmagać się z osobistymi atakami. Tuż przed kongresem Michel Platini, był prezydent UEFA - który miał być następcą Blattera, ale podejrzany przelew 2 milionów franków wykluczył go z gry, z czego Infantino, jego były podwładny skorzystał - zarzucił Szwajcarowi, że nie jest wiarygodny i nie ma "żadnej legitymacji, aby reprezentować futbol". Czteroletnia dyskwalifikacja Platiniego kończy się w październiku i między wierszami daje on do zrozumienia, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a na pewno zrobi wiele, aby nie ułatwiać zadania dzisiejszemu prezydentowi FIFA. Tak samo Sepp Blatter, który za ujawnienie, jakoby miał zyskać specjalny bonus w wysokości 12 milionów franków po mundialu w Brazylii w 2014 roku (czemu zdecydowanie zaprzecza), chce "w pierwszej kolejności" pozwać właśnie Infantino. Przypomnijmy, specjalnego smaczku tej rywalizacji dodaje fakt, że obydwaj pochodzą z tego samego szwajcarskiego regionu. Ich rodzinne miejscowości są oddalone zaledwie o 10 kilometrów. Zresztą, kontekst szwajcarski jest dla Infantino szczególnie ważny. Dlatego, że rewelacje "Football Leaks" ujawniły jego bliskie kontakty najpierw z prokuratorem Rinaldo Arnoldem, znajomym jeszcze z dzieciństwa, a przez niego z prokuratorem federalnym Michaelem Lauberem, który od 2015 roku prowadził śledztwo w sprawie korupcji w FIFA, a dzisiaj jest przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne. Infantino spotykał się z nim nieformalnie, jest też podejrzenie, że w ten sposób mógł dowiedzieć się o 2 milionach franków, które Blatter nakazał przesłać Platiniemu za pracę sprzed lat, jeszcze zanim zostało wszczęte śledztwo w tej sprawie. Mimo lepszej atmosfery, wiele pozostaje jeszcze do wyjaśnienia. Choć Infantino najwyraźniej znakomicie odnalazł się w swojej roli. Jak doświadczony, a przede wszystkim skuteczny polityk. Remigiusz Półtorak z Paryża