Przypomnijmy, że Sajewicz domaga się od Widzewa 200 tys. zł, które działacze obiecali mu za załatwienie sponsora. Były piłkarz wywiązał się z obietnicy i doprowadził do podpisania umowy sponsorskiej z "Wólczanką", ale pieniędzy nie dostał. Wystąpił na drogę sądową i sąd przyznał mu rację nakazując wypłacenie całej kwoty wraz z odsetkami (w sumie ok. 400 tys. zł). Zgodnie z przewidywaniami, komornik w Widzewie nic nie zdziałał. W klubie nie ma śladu po pieniądzach za transfery Włodarczyka i Stasiaka (trafiły na konto Grajewskiego), na które liczył Sajewicz. Komornik nie zdołał też się spotkać z którymkolwiek z widzewskich działaczy, bo w klubie nikogo nie zastał. Ustanowił jedynie mecenasa Piotra Paduszyńskiego (prawnik Sajewicza) zarządcą spółki i polecił odzyskanie dla klienta pieniędzy. Trudno powiedzieć jak prawnik ma tego dokonać... Warto dodać, że wszyscy czołowi działacze klubu wraz z udziałowcami Andrzejem Grajewskim i Andrzejem Pawelcem pojawili się w klubie, by wspólnie zastanowić się nad tym, jak poprawić sytuację finansową spółki. Ustalili, że wystąpią do sądu przeciwko sponsorom, którzy podpisali z klubem umowy i się z nich nie wywiązali. Wiadomo, że pierwsze miejsce na tej liście zajmuje firma braci Gałkiewiczów. Co ciekawe, ich prawnikiem jest Jerzy Porczyński, prezes RTS Widzew... Tomasz Andrzejewski