Wydawać by się mogło, że skoro Lech już awansował do 1/16 finału tych rozgrywek kosztem Juventusu i Salzburga, ostatni mecz może potraktować ulgowo. Nic bardziej mylnego. Lech walczy o punkty do rankingu UEFA, które ważne są przez pięć kolejnych lat, ale wciąż ma też szansę na pierwsze miejsce w grupie. A póki ta szansa jest - trzeba spróbować z niej skorzystać. Co musi się stać, aby Lech wygrał grupę? Przede wszystkim Manchester City nie może pokonać w Turynie Juventusu. Anglicy mają w grudniu aż siedem spotkań, więc jeśli menedżer "The Citizens" Roberto Mancini będzie chciał w którymś z nich dać szansę gry głębokim rezerwom, to właśnie we Włoszech. Tyle że zapewne z podobnego założenia wyjdzie trener "Starej Damy" Luigi Del Neri i postawi na kilku dodatkowych młodych graczy Primavery. Ci podstawowi mogą być zmęczeni po ligowym boju z Lazio. Efekt takiego starcia o pietruszkę może być jednak ciekawy. Jeśli Anglicy przegrają, a Lech wygra w Salzburgu, awansuje na pierwszą pozycję. Gdyby City zremisowało w Turynie, Lech - aby przeskoczyć Anglików - musiałby wygrać trzema bramkami. Takie rozwiązanie należy jednak traktować z gatunku tych science-fiction. Nie da się więc ukryć, że bardziej prawdopodobny jest awans "Kolejorza" z drugiej pozycji. W 1/16 finału Ligi Europejskiej zagrają 32 zespoły - 12 zwycięzców grup LE, 12 drużyn z drugich pozycji oraz osiem kolejnych, które zajęły trzecie miejsca w Lidze Mistrzów. Rozstawieni zostaną zwycięzcy grup LE oraz cztery drużyny z najlepszym bilansem punktowym z LM. Zobaczmy więc, na kogo może trafić Lech. Po pięciu kolejkach Ligi Europejskiej pierwsze miejsca zapewniło sobie siedem zespołów - dwie niemieckie (Bayer Leverkusen i VfB Stuttgart), dwie rosyjskie (Zenit St. Petersburg i CSKA Moskwa), dwie portugalskie (FC Porto i Sporting Lizbona) oraz FC Liverpool. Właściwie przesądzone są też pierwsze pozycje dla Dynama Kijów (kosztem BATE Borysów, wystarczy że wicemistrz Ukrainy wygra u siebie z Szeriffem Tyraspol) i PSV Eindhoven (musiałoby przegrać 1-3 lub wyżej z Metalistem Charków u siebie). Niewiadome pozostają jeszcze w grupach D (tu pierwsze miejsce mogą zająć: Villarreal, PAOK Saloniki i Dinamo Zagrzeb; największe szanse mają Hiszpanie, ale muszą pokonać na wyjeździe Club Brugge) oraz w grupie J (PSG wygra grupę, jeśli w ostatniej kolejce co najmniej zremisuje we Lwowie z Karpatami, jeśli przegra - wyprzedzić go może Sevilla FC, ona podejmuje Borussię Dortmund). Nazwy tych jedenastu klubów (na Manchester City Lech nie może trafić), co trzeba przyznać, zwalają z nóg. Z drugiej strony - Lech przecież wyeliminował w sierpniu ówczesnego lidera ligi ukraińskiej Dnipro Dniepropietrowsk, w fazie grupowej miał remis w dwumeczu z Manchesterem City oraz lepszy bilans od Juventusu. Pomocnik "Kolejorza" Ivan Djurdjević zapewniał, że po wyeliminowaniu Włochów mistrzowie Polski nie boją się już nikogo, wręcz to ich rywale powinni wreszcie szanować. Do tego dochodzą jeszcze cztery najlepsze drużyny z trzecich miejsc Ligi Mistrzów. Możliwości jest sporo, ale w tym gronie powinna być portugalska Braga, która raczej nie wyprzedzi Arsenalu i Szachtara, a dziewięć punktów powinno jej wystarczyć do bycia rozstawionym w LE. Do tego dochodzi jeszcze Spartak Moskwa (6 pkt i mecz w Żylinie), Benfica Lizbona (6 pkt i spotkanie u siebie z pewnym już awansu Schalke) oraz któraś z czterech drużyn: Rubin Kazań (6 pkt i wyjazd do Barcelony), FC Bazylea (6 pkt i wyjazd do Bayernu Monachium), Twente Enschede (5 pkt i mecz u siebie z Tottenhamem) oraz Glasgow Rangers (5 pkt i wyjazd do słabiutkiego Bursasporu). Jedno jest więc pewne - Lech Poznań, jeśli zajmie drugie miejsce w grupie, prawdopodobnie trafi na europejskiego potentata. I tego potentata ponad 40 tysięcy widzów będzie oglądać w stolicy Wielkopolski 17 lutego 2011 roku. Chyba że zdarzy się cud i Lech wyprzedzi jeszcze Manchester City.