Kasperczak na łamach "Faktu" zapewnia, że nie gra na czas i nie chce zaszkodzić swojemu pracodawcy. - Najpierw zabroniono mi pracować i postawiono ochroniarzy pod drzwiami jednego z klubowych pokoi, bym nie mógł go nawet na chwilę opuścić. Później działacze Wisły Kraków ogłosili, że mnie "odwieszają" i - w domyśle - przywracają do roboty - powiedział Kasperczak. - Miesiąc temu prezes Janusz Basałaj powiedział, że spotka się ze mną i powie, czego oczekuje. Przez miesiąc się nie spotkał. Dlatego jestem pewien, że to moje odwieszenie zostało ogłoszone tylko po to, by wprowadzić w błąd media. Prawda jest taka, że Wisła zaproponowała mi mniej niż jedną czwartą sumy, za jaką zgodziłbym się rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron. Teraz spór rozpatruje PZPN, a jeżeli będzie trzeba - odwołam się nawet do FIFA - dodał szkoleniowiec.