- Dziękuję Bozi, że mnie natchnęła i nie zdjąłem Matysa 5 minut po wejściu na boisko, bo zawodnik, który dopiero co wszedł na plac, spokojnie sobie spacerował, poprawiał włosy i w ogóle nie realizował powierzonych mu zadań taktycznych - powiedział po meczu Kasalik. Trener dementuje jednak informacje, że w powyższej wypowiedzi najważniejsze były włosy. - A niech ma i warkocz albo irokeza. Albo niech się wytnie maszynką przez środek głowy - to nie ma dla mnie żadnego znaczenia - powiedział "Sportowi" Kasalik. - Wymagam tylko, żeby zawodnik realizował trenerskie polecenia. Sam piłkarz po meczu stwierdził, że "trener chyba nie bardzo go lubi". - Wręcz przeciwnie, bo też kiedyś byłem napastnikiem - odpiera Kasalik. - Na pewno jednak wręczę mu kasetę z meczu w Polkowicach, by sobie obejrzał w domu, żeby nie musiał się czerwienić w obecności innych. Moje zastrzeżenia miały tylko i wyłącznie charakter merytoryczny.