- Wpuszczając Wojtka złamałem swoje zasady - nie krył trener wiślaków Maciej Skorża. - Zazwyczaj po tak długiej przerwie zawodnika wpuszczam z ławki w trakcie meczu. Wojtek po raz pierwszy od 10 dni trenował z drużyną dopiero w sobotę. Uzyskałem jednak zapewnienie sztabu medycznego, że na pewno kontuzja się nie odnowi, więc odstąpiłem od zasady. Sam Łobodziński wcale nie wpada w samozachwyt: - Nie był to aż taki super mecz w moim wykonaniu. Myślę, że potrafię grać lepiej - stwierdza skromnie. Pomocnik Wisły coraz lepiej rozumie się z resztą drużyny: - Już wiem, jak Paweł Brożek się zachowa, kiedy mam mu zagrać na długi, a kiedy na krótki słupek. - cieszy się "Łobo". Coraz lepiej wychodzą Łobodzińskiemu też rajdy na skrzydle - kilka razy Krzysztof Radwański mógł jedynie oglądać jego plecy. - Mam nadzieję, że kolejne mecze będą jeszcze lepsze w moim wykonaniu. Po raz pierwszy od dawna w środku pola współpracowali nie z Mauro Cantoro, ale z Dariuszem Dudką - Mamy w tej chwili czterech równorzędnych środkowych pomocników i trener ma prawdziwy ból głowy - przyznaje "Łobo". Jednak największym walczakiem okazał się w dzisiejszym meczu Radosław Sobolewski - Sobolowi nigdy nie można odmówić waleczności. To tak nasza"hiena" środka pola - żartował z kolegi. Łobodziński nigdy do tej pory nie miał okazji grać w tak wyjątkowym spotkaniu jak derby - Fajna sprawa, muszę przyznać - komentował. Za to zdobycie mistrzostwa Polski to dla niego już nie pierwszyzna: - Przeszedłem do Wisły, jako aktualny mistrz, po zdobyciu tytułu z Zagłębiem. Można więc powiedzieć, ze teraz jestem podwójnym mistrzem - śmiał się. - Wychodzi na to, że gdzie ja, tam tytuł. Skoro teraz zamierzam zostać w Wiśle, to znaczy, ze w przyszłym roku koronę też zdobędzie "Biała Gwiazda". Justyna Krupa, Kraków