Co? Gdzie? Kiedy? Bądź na bieżąco i sprawdź Sportowy Kalendarz! W niedzielę Magdziński znowu w ostatnim czasie wpisał się na listę strzelców. W arcyważnym spotkaniu u siebie z z Atletico Sport Aviacao zdobył bramkę na 1-0. Ostatecznie jego Academica wygrała 2-0 i zrównała się punktami z ASA. Po 26 kolejkach oba zespoły mają na swoim koncie po 29 punktów. Drużyna, w której gra polski napastnik, jest obecnie na 11 miejscu, a z szesnastozespołowej Giraboli spadają trzy ostatnie drużyny. - Pewnie do ostatniej kolejki będzie trwała walka o utrzymanie. Naszym plusem jest to, że mamy lepsze wyniki bezpośrednich gier z drużynami, które jak my walczą o pozostanie w Giraboli - podkreśla polski napastnik. Walczy o koronę króla strzelców 29-letni Magdziński trafił do Angoli na początku tego roku. Jest trzecim piłkarzem z Polski, który gra na Czarnym Lądzie. Przed nim w RPA w Wits University, w latach 1989-90, występował obecny prezes Wisły Robert Gaszyński. Z kolei w 2004 roku przez kilka miesięcy w tunezyjskim CA Bizertin grał Robert Stachura. Magdziński znalazł nowy klub trochę przypadkowo po tym, jak menedżer z Niemiec zobaczył jego grę na YouTubie. Jesienią 2014 strzelał bramki dla czwartoligowego Promienia Kowalewo Pomorskie, a teraz jest czołowym strzelcem w Angoli. - W swojej karierze pół roku grałem w Niemczech, pół w Anglii. Wiele razy zmieniałem kluby i ze swojego doświadczenia wiem, że nie jest to dobre. Żartuję, że było to takie przygotowanie do tego, co jest w Angoli. Ale nie żałuję przyjazdu tutaj! Z zamkniętymi oczami, i ze swoim 18-letnim bratem, który też gra w piłkę, wyjechałbym jeszcze raz. Garściami korzystam z pobytu w Angoli - opowiada Interii. Na swoim koncie w rozgrywkach Giraboli Magdziński ma już 8 bramek. To o cztery trafienia mniej niż najlepszy snajper tamtejszej ligi w ostatnich latach Albert Meyong. Były reprezentant Kamerunu był królem strzelców w 2013 i 14 roku. Meyong gra w jednym z najlepszych i najbogatszych klubów w Angoli Kabuscorp, gdzie jeszcze trzy lata temu występował słynny Brazylijczyk Rivaldo. Wszyscy już go znają Magdziński z miejsca świetnie zaaklimatyzował się w kompletnie nowym dla siebie miejscu. - Na początku wiadomo, było to poznanie ludzi, języka i przyzwyczajenie się do pogody, bo przyjechałem akurat wtedy, kiedy było tutaj afrykańskie lato. Jeśli chodzi o granie, to w pierwszej rundzie zdobyłem dla drużyny trzy bramki i dołożyłem kilka asyst. W kolejnej jest lepiej, bo zdobyłem kolejnych pięć trafień i z ośmioma bramkami na koncie jestem najlepszym strzelcem zespołu. Do pełni szczęścia brakuje zapewniania sobie utrzymania się w Giraboli - podkreśla piłkarz. W Academica do Lobito jest jedynym białym graczem. - W mieście wszyscy mnie już znają. Z racji zdobywanych bramek jestem też rozpoznawalny w lidze. Gdzie się pojawię, to mówią: "O, to ten Polak, co strzela". Regularnie udzielam wywiadów sportowemu Radiu 5. Udaje mi się już coś powiedzieć po portugalsku. Za sobą mam też wywiad dla telewizji krajowej. Jak jest z językiem? Mieszkam z osobą z Portugalii i ze znanym z polskiej ligi Jorge Kadu z Republiki Zielonego Przylądka. Jest na tyle dobrze, że jestem się w stanie porozumieć, a z każdym tygodniem jest lepiej - podkreśla. Academica nie należy do krezusów w Giraboli. W ostatnich latach zespół kilka razy awansował do elity, żeby po roku grania w niej spaść. Tak było w 2009 i 2011 roku. Teraz ma być inaczej. - Co do mojego zespołu, to jednym z liderów jest bramkarz Wilson, który na swoim koncie ma 15 występów w reprezentacji Angoli i ponad 200 gier w Giraboli. Trzymam się z nim oraz ze środkowym obrońcą Vado oraz Jorge Kadu. W zespole jest też grupa naprawdę utalentowanych młodych graczy. Od nich zależy, czy zrobią karierę, czy nie. Mamy na przykład takiego środkowego pomocnika Gino. Ma 21 lat i z piłką wyprawia niesamowite rzeczy. Jest też Claudio, czy środkowy obrońca i kapitan zespołu Libero, który mierzy 160 centymetrów. Do tego Cachi, drugi po mnie najlepszy strzelec drużyny. Każdy od siebie coś dokłada - przedstawia swoją drużynę Magdziński. Jaki jest poziom rozgrywek w Angoli? - Nie mam aż tak dobrego porównania, bo w Ekstraklasie nie grałem. Są jednak aspekty, które są lepsze w Polsce czy inne, które dominują tutaj. Uważam, że pięć topowych zespołów z Giraboli w naszej Ekstraklasie z pewnością by sobie poradziło. Zresztą kilka miesięcy temu Benfica Luanda zremisowała w sparingu z Lechią i nieznacznie uległa Zawiszy - podkreśla. Brakuje prądu, wody i dolarów Jak radzi sobie w Angoli, w położonym nad Oceanem Atlantyckim Lobito? - Już się przyzwyczaiłem do codzienności. Do tego, że brakuje wody czy, że od czasu do czasu wyłączą prąd. Przyzwyczaiłem się też do widoków tutaj, czy jedzenia. Jeśli chodzi o posiłki, to sami coś przygotowujemy, tak żeby było bardziej po europejsku - tłumaczy. Na miejscu przeżywa niesamowite przygody. Jedną z nich opisał na swoim Facebook-owym fanpejdżu. - Wchodzimy na treningowe boisko i wszyscy, jak jeden mąż zmierzamy do ławki rezerwowych, aby zmienić obuwie na piłkarskie korki. Przy tej okazji, jak zwykle żarty, śmiechy, zaczepki, a ja w tle słyszę znajomą nutę. Aż przestałem oddychać, żeby się wsłuchać. Podświadomy umysł każe wstać, ale ja nie do końca jestem pewien, czy mnie słuch nie myli. Odnalazłem źródło muzyczne, był to telefon jednego z juniorów, którzy dzisiaj z nami trenowali. Dla jasności dodam czarnoskórego Angolczyka. Podszedłem bliżej i słyszę: "Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski...". Zdziwienie moje było prawie takie same, jak propozycja egzotycznego wyjazdu do Angoli od nieznajomego człowieka. Pytam się go skąd to masz? Odpowiada, że z internetu, spodobało mu się i to ściągnął. Ja na to, jak to spodobało ci się? To nie Rihanna, 50 Cent albo Justin Bieber, tylko hymn Polski słuchasz w wolnych chwilach? Tak lubię ten utwór, odpowiedział - opisał całe wydarzenie Polski piłkarz na swoim "fanpejdżu". Zobacz! Życie w Angoli nie jest jednak łatwe. - Tutaj na miejscu są wysokie ceny. Łatwo się wydaje pieniądze, które ciężko trzeba zarobić. Do tego Angola zmaga się w tej chwili z pierwszym gospodarczym kryzysem od zakończenia wojny domowej. Kraj ma problemy choćby z brakiem dolarów. Raz, że nie łatwo je zdobyć na miejscu, a poza tym ciężko wytransferować twardą walutę za granicę. Podam przykład, przy oficjalnym bankowym kursie za jednego dolara płaci się 130 kwanza. Na czarnym rynki 1 dol. to 230 kwanza, a więc kolosalna różnica. Ktoś kto ma twardą walutę, dolary czy euro, to może tu zrobić naprawdę świetne interesy - opowiada Interii Magdziński. Kupić sobie dom w Luandzie Na miejscu polski piłkarz spotkał rodaków. - W Luandzie budują osiedle, gdzie będzie stało tysiąc domów. Ma ono być w pełni wystarczalne, ze szkołą, restauracjami, sklepami. To dla mnie marzenie kupić sobie taki dom i tutaj żyć - mówi. Warto dodać, że grę w Angoli polski piłkarz łączy ze studiami w Wyższej Szkole Gospodarki w Bydgoszczy. Eseje i egzaminy zalicza przez internet. Właśnie skończył pierwszy rok studiów magisterskich. Z Academicą Magdziński podpisał 10-miesięczny kontrakt. Co dalej? - Co do mojej przyszłości, to te zdobywane przeze mnie bramki bardzo pozytywnie wpływają na to, co się dzieje wokół mojej osoby. Wyróżniam się nie tylko kolorem skóry. Skupiam się na jak najlepszej grze i na tym, żeby w końcówce sezonu zdobyć jeszcze jakieś bramki, a co najważniejsze, żeby moja drużyna została w gronie najlepszych w Angoli - podkreśla. Pytam jeszcze, czy przypadkiem bramki strzelane w odległej Angoli nie zainteresowały kogoś w naszej Ekstraklasie... - Póki co nie było takich zapytań. Zresztą nie skupiam się na tym. Na razie to najważniejsze, żeby jak najlepiej grać i pomóc drużynie w końcówce sezonu. To priorytet. A co do przyszłości, to myślę, że na jednym Polaku w Giraboli się nie skończy - dodaje na zakończenie Jacek Magdziński. Michał Zichlarz