Ale kibice La Boca nie muszą sięgać do czasów, kiedy z numerem 10 grał w ich zespole jeden z najlepszych graczy w historii futbolu. Po zdobyciu prestiżowego Recopa Ameryki Południowej w konfrontacji z brazylijską jedenastką z Sao Paulo (zwycięstwo 2:1 na własnym stadionie, 2:2 na wyjeździe), Boca Juniors mają już na swoim koncie 16 międzynarodowych tytułów. Tyle nie ma żaden klub na świecie - nawet Real Madryt, AC Milan czy miejscowy zespół Indepediente. Skoro miałem okazję świętować z 50 tysiącami kibiców na La Bombonera zdobycie pucharu i obejrzeć mecz ligowy z zespołem Godoy Cruz, nie mogłem przepuścić okazji. Przy okazji przekonałem się, jak wygląda niezwykły rytuał oglądania meczów być może najlepszej piłkarskiej klubowej drużyny świata... 1. Mecz zaczyna się o godz. 15:00, ale trzeba być trzy godziny wcześniej Boca Juniors Buenos Aires są najlepszą drużyną Argentyny i to widać po rejestracjach samochodów - niektórzy kibice przyjeżdżają do Buenos z miejscowości odległych o 1000 lub więcej kilometrów. W minioną niedzielę tłok był wyjątkowo duży, bowiem w radiu i telewizji zapowiadano nie tylko 30-minutowy show z okazji zdobycia Recopa (europejski odpowiednik meczu pomiędzy zdobywcami Pucharu UEFA i triumfatorami Ligi Mistrzów) , ale także pożegnanie starego trenera Alfio Basile (został trenerem reprezentacji Argentyny) i powitanie nowego - byłego trenera reprezentacji Meksyku Ricardo la Volpe. Przeciskam się przez tłum, zdając sobie sprawę, że żaden z kibiców zapychających uliczki La Boca nie ustawia się do kasy. Po kilkunastu sekundach sprawa się wyjaśnia. "Sprzedaliśmy wszystkie bilety już w piątek" - tłumaczy mi jeden z działaczy klubu, którego rozpoznaję po garniturze i krawacie w barwach klubu. Idę do małej budki, spełniającej rolę biura prasowego. "Nie możemy pomóc, bo po prostu nie ma miejsc. Odmawiamy nawet kart wstępu dziennikarzom miejscowej telewizji. Przykro nam..." Nie poddaję się, ale na razie robię to, co zdecydowana większość, czyli idę do miejscowego sprzedawcy smażonych na otwartym ogniu fenomenalnych steków i biorę do kilogramowego płata mięsa litrową butelkę miejscowego piwa Quilmes. Cena tych dwóch przysmaków po przeliczeniu peso na "zielone"? Niecałe trzy dolary... 2. Uważaj, jakie kupujesz bilety Ponieważ jak każdy kibic zdawałem sobie sprawę, że to, że biletów nie ma w kasach, wcale nie znaczy, że nie można ich kupić, wchodzę do jednego z małych sklepików tuż przy wymalowanym na ścianie domu składzie mistrzowskiej drużyny sprzed kilku lat, kiedy w zespole grał m.in dzisiejszy gwiazdor reprezentacji Argentyny - Riquelme. Właściciel widząc moja koszulkę "US Soccer" natychmiast przedstawia swoją propozycję - bilety tuż przy murawie za 250 peso (ok. $85) albo na koronie, gdzie siedzą najwierniejsi i najbardziej szaleni fani, za 80 peso. W jednym i drugim przypadku oferuje mi ceny o 300 procent wyższe od nominalnych, ale wybór jest prosty - co to za przyjemność oglądać mecz Boca obok jakiejś gwiazdy miejscowego ekranu popijającej szampana? Jeśli jesteśmy przy biletach, to naprawdę trzeba uważać, jakie się kupuje, bo w Boca jest taki zwyczaj, że trzeba powiedzieć, jakiego klubu jest się kibicem i wtedy dostaje się kartę wstępu na odpowiedni sektor. Ja dowiedziałem się o tym dopiero po tym, jak miałem bilet w reku, ale na szczęście dla mnie nie musiałem siedzieć z kibicami Godoy Cruz. Znając temperament fanów, policja robi wszystko, by kibice nie mili ze sobą nic wspólnego - wejścia na stadion do poszczególnych sektorów są oddzielone trzymetrowymi, metalowymi ścianami, a po spotkaniu żaden z kibiców Boca Juniors nie może opuścić stadionu, zanim nie wyjdą z niego zwolennicy rywalizującej jedenastki. 3. Dopingujemy aż trybuna się kołysze Wejście na północną, prawie pionową betonową trybunę La Bombonera to prawdziwa górska wspinaczka. Stadion jest stary, zaniedbany, zamiast choćby prostych krzesełek na tych najtańszych miejscach są tylko wpuszczone w stopnie niebieskie kawałki plastiku. Ale i tak nikt nie siedzi, a ci najodważniejsi wiszą na przechylającej się w stronę położonej pięć pięter niżej murawy popękanej siatce. Postali kibice przez cały mecz podskakują i śpiewają, powodując, że betonowa konstrukcja kołysze się jak podczas małego trzęsienia ziemi. Tego dnia atmosfera karnawału sięgnęła zenitu trzykrotnie - kiedy z honorowej trybuny w koszulce Boca Juniors z numerem 10 podniósł się podskakując później razem z kibicami Diego Maradona, kiedy na stadion wszedł żegnając się z kibicami "Coco" Basile i kiedy cała drużyna obiegła stadion prezentując zdobyty trzy dni wcześniej historyczny dla klubu, 16 puchar za międzynarodowy triumf. 90 minut później, kiedy mecz kończył się bezbramkowym remisem (Rodrigo Palacio i Martin Palermo strzelali po słupkach i poprzeczkach), a zespołowi nie udało się odnieść w lidze rekordowego 13. zwycięstwa pod rząd, wszyscy i tak śpiewali hymny na cześć lidera. Boca jest wielka! Przemysław Garczarczyk z Buenos Aires