Od lipca zeszłego roku popularny "Henri" jest selekcjonerem reprezentacji Tunezji. To jego druga praca z narodowym zespołem tego kraju. Wcześniej z "Orłami Kartaginy" z powodzeniem pracował w latach 1994-98. Wywalczył wtedy wicemistrzostwo kontynentu i awans do mundialu we Francji. Teraz na brak pracy też nie narzeka, bo drużyna narodowa z tego kraju gra na wielu frontach jednocześnie. W Afryce, praktycznie w tym samym czasie, odbywają się eliminacje do Pucharu Narodów, do mundialu w Rosji w 2018 czy tegorocznych igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. To nie wszystko. Na początku stycznia trener Kasperczak powołał kadrę, która gra obecnie w IV Mistrzostwach Narodów Afryki w Rwandzie. To turniej dla piłkarzy, którzy na co dzień grają w swoich klubach na kontynencie afrykańskim. - Po pierwszym dniu zgrupowania dostałem nagłego ataku. Rano nastąpiła szybka decyzja, że konieczna jest operacja. Okazało się, że w woreczku żółciowym jest osiemdziesiąt kamieni. Sytuacja była poważna. Mogło się zdarzyć tak, że już byśmy nie rozmawiali. Zabieg przeprowadzono na otwartym brzuchu i był dla mnie bardzo ciężki. Wszystko trwało ponad dwie godziny. Na szczęście wszystko się udało - opowiada Kasperczak. Nasz trener nadal przebywa w Tunezji i dochodzi do siebie. - W brzuchu mam jeszcze założone sączki. W poniedziałek mają być usunięte. Potem czeka mnie rekonwalescencja - mówi polski trener. Czasu na dojście do siebie nasz szkoleniowiec nie będzie miał dużo, bo już za dwa miesiące kolejne mecze w eliminacjach PNA. Pod koniec marca "Orły" Kasperczaka czeka dwumecz z Togo. Michał Zichlarz