73-letni szkoleniowiec przybywa obecnie we francuskim Saint Etienne i jak dodaje, od trzech tygodni praktycznie nie wychodzi z domu. Zbigniew Czyż, Interia: Panie trenerze, jak pan sobie radzi z kwarantanną we Francji? Henryk Kasperczak: - Od trzech tygodni prawie cały czas spędzam wraz z żoną w moim domu w Saint Etienne. W tej chwili sytuacja jest tutaj bardzo trudna, spodziewamy się dopiero najwyższego wzrostu zakażeń i zgonów. Dostaliśmy wiele wskazówek, zakazów, których trzeba przestrzegać. Jesteśmy zamknięci w domu, nie wolno nam wychodzić na zewnątrz. Jedyną możliwością jest wyjście do lekarza, czy apteki. Oprócz tego trzeba mieć specjalną przepustkę, którą trzeba wydrukować z komputera i mieć przy sobie w razie zatrzymania. Boi się pan tego, co dzieje się nie tylko we Francji, ale też w Polsce, na całym świecie? - Oczywiście, że tak. Razem z żoną nie ryzykujemy. Wiadomo, że nasze organizmy nie są już najmłodsze, wychodzimy z domu tylko naprawdę w wyjątkowych przypadkach. Niestety, nie wiadomo kogo może dotknąć ten wirus. Wszelakie kontakty są bardzo niebezpieczne. We Francji liczba zakażeń i zgonów jest jedna z najwyższych w Europie, widać nad Sekwaną narastający strach? - Tak, strach jest naprawdę coraz większy. Tutaj fala wirusa jest wydaje się być na środkowym etapie i wszyscy spodziewają się jeszcze większego uderzenia koronawirusa, prawdopodobnie pod koniec tego tygodnia. Przypuszczam, że ta fala niestety wkrótce dotrze także do Polski. We Francji szpitale nie są przygotowane na to, co się teraz dzieje, brakuje respiratorów i innego sprzętu. Nikt się nie spodziewał, że pandemia będzie na aż tak wysokim poziomie, wiadomo, że nie mamy też na to lekarstwa, szczepionki, żeby to wszystko zatrzymać. We Francji podobnie jak niemal w całej Europie i na całym świecie rozgrywki piłkarskie są zawieszone, wierzy pan, że uda się dokończyć sezon w Ligue 1? - Absolutnie nie. Nie ma na to szans. Z natury zawsze jestem optymistą, ale dzisiaj z tego co widzę, obserwuję i z informacji jakie posiadam mogę stwierdzić, że jest to niemożliwe. Nie wierzę w to, żeby mistrzostwa nie tylko we Francji mogły się zakończyć. Myślę, że UEFA podjęła słuszną decyzję przekładając mistrzostwa Europy. Dobrą decyzję podjął także MKOl przenosząc igrzyska olimpijskie na przyszły rok. Najważniejsze teraz, aby unikać jakichkolwiek większych zgrupowań. Uważam, że tak duży przyrost zakażeń i zgonów we Włoszech i Hiszpanii to efekt meczu Ligi Mistrzów pomiędzy Atalantą i Valencią. Hiszpanie i Włosi rozprzestrzenili wirusa, na meczu było kilkadziesiąt tysięcy kibiców, wielu z nich było już zakażonych i to się rozniosło. Skutki dzisiaj znamy i są niestety opłakane. Nie wierzy pan, że może w czerwcu uda się jednak wznowić sezon w Ligue 1? - Proszę mi wierzyć, nie ma na to szans. Zobaczy pan, co wkrótce będzie się działo w Polsce. Ja nie wiem, czy w naszym kraju ludzie są dobrze informowani, czy nie, ale sytuacja jest katastroficzna i ona będzie coraz gorsza. Tu naprawdę nie ma co żartować. Jak patrzę na niektórych uśmiechających się polityków, to zupełnie tego nie rozumiem. Może ja dzisiaj jestem zbyt dużym pesymistą i za daleko idę w słowa, które teraz wypowiadam, ale z tego co ja tutaj przeżywam we Francji i widzę, to sytuacja będzie bardzo, ale to bardzo trudna. Na razie nie ma co nawet myśleć o jakichkolwiek wielkich imprezach sportowych i to samo dotyczy Polski. Nie wierzę, że uda się dokończyć walkę o mistrzostwo. To jest niemożliwe. Żeby opanować taką epidemię to trzeba mieć do tego narzędzia. Ludzie potrzebują się odżywiać, wychodzić i to wszystko powoduje, że ten wirus niestety cały czas się roznosi. Cały czas podnosi się kwestię obniżki zarobków piłkarzy w tym trudnym dla wszystkich momencie, kluby chcą renegocjować kontrakty, jakie jest pana zdanie na ten temat? - Środowisko jest podzielone. Cała sprawa polega na tym, że nie wszyscy są przyzwyczajeni do jak to się mówi dobroczynnych uczynków i nie wszyscy są chętni do tego, aby się zgodzić na obniżkę swoich zarobków. Są ludzie, którzy maja gest i wiedzą, że trzeba pomóc innym ludziom, a są ludzie, którzy tak nie mają, tak zresztą jest w każdym środowisku. Każdy broni swoich interesów, swoich racji i nie uważam, żeby to było negatywne. Dogodzić wszystkim nie jest łatwą sprawą. Są ludzie, których chciałbym w tym miejscu pochwalić, mam na myśli polskich piłkarzy, którzy przekazali pieniądze na walkę z koronawirusem, którzy chcą pomóc tym, którzy w tej chwili cierpią. Myślę, że nie trzeba jednak teraz wskazywać także palcem na tych, którzy nie zgadzają się na obniżkę wynagrodzenia. Każdy postępuje w zależności od tego jak to czuje i jak to widzi. Nie uważa pan, że piłkarze zarabiają jednak za dużo? - To temat trudny i długi jak rzeka. To nie są kwestie łatwe do rozwiązania. Oczywiście, że piłkarze zarabiają dużo, ale to nie jest ich wina. Pieniądz jest potrzebny do życia. Jedni zarabiają więcej, inni mniej. W tej chwili w piłce nożnej jest eldorado finansowe. Nie ma nawet co porównywać skali zarobków w moich czasach do tych obecnych, no ale jak widać żyjemy w takim okresie, gdzie jest taka możliwość. To temat, którego myślę nie rozwiążemy, a to że piłkarze zarabiają tak dużo? Proszę spojrzeć dookoła, nie tylko oni otrzymują spore wynagrodzenia, są zawody na świecie, gdzie zarabia się jeszcze więcej, tylko głośno się o tym nie mówi. Jest jak jest, trzeba się do tego dopasować i nie można komuś zazdrościć tego, że zarabia ode mnie większe pieniądze. Śledzi pan sytuację w Polsce? - Tak i muszę przyznać, że jestem naprawdę dumny z niektórych postaw, chociażby z tego co robi Jerzy Owsiak. My Polacy zwłaszcza w tak trudnych chwilach potrafimy się jednoczyć i potrafimy być solidarni. Chwalmy to co jest dobre, nie narzekajmy na tych, którzy nie udzielają pomocy bo niestety są też tacy ludzie. Rozmawiał Zbigniew Czyż