Działaczom nie wyszła zbiórka pieniędzy zorganizowana na stadionie Widzewa. Swoich środków nie chce już wykładać Andrzej Grajewski. - Nie jestem w stanie płacić za debili. Ja na swoje pieniądze ciężko pracuję. Mogę oczywiście pomóc temu klubowi, ale niech ci, co do takiego stanu doprowadzili, poczują się odpowiedzialni za to, co się dzieje - powiedział biznesmen z Hannoveru "Super Expressowi". Grajewski ma żal do byłych prezesów Widzewa oraz VIP-ów, którzy przychodzili na stadion. - Wszystkie szczury pochowały się w norach. Czekałem, żeby Pawelec czy Czesny przyjechali i coś wpłacili. Choć jakąś skromną kwotę. Czekaliśmy na łódzkich posłów, którzy byli gośćmi na każdym meczu, żeby nam pomogli finansowo - mówił "SE" wyraźnie zawiedziony Grajewski. Jeśli Widzew nie spłaci pierwszej rat zadłużenia wobec ZUS (300 tysięcy złotych), PZPN nie wyda łodzkiemu klubowi licencji.