Awans do Ligi Mistrzów zyskany dzięki arbitralnej decyzji UEFA (wbrew przegranej rywalizacji na boisku), a później świetny występ w reprezentacji Polski w meczu z Meksykiem - ostatnie dni dla stopera Trabzonsporu i reprezentacji Polski są niezwykle udane. Czy ta passa przedłuży się również na arcytrudne starcie z Niemcami (wtorek o godz. 20:45 na PGE Arenie w Gdańsku)? INTERIA.PL: Czy po meczu z Meksykiem zaryzykujesz stwierdzenie, że z tej mąki może urosnąć dobry chleb na Euro 2012? Arkadiusz Głowacki, stoper reprezentacji Polski: - Musimy wierzyć w to, że się uda. Chciałbym, żeby te najbliższe mecze potwierdzały, że jesteśmy drużyną, że walczymy, że nie są to dla nas tylko kolejne do odfajkowania sparingi. Za każdym razem staramy się osiągać jak najlepsze wyniki, lecz przede wszystkim musimy patrzyć na to, aby robić postępy w grze. Nie widzisz zagrożenia w tym, że powstanie zakalec, bo niemal połowa wyjściowej jedenastki reprezentacji Polski w swych klubach ma status rezerwowych? - Nie ma co dramatyzować. Sytuacja każdego zawodnika zmienia się z dnia na dzień. Szczególnie w klubach zagranicznych dochodzi do sporej rotacji w składach. Jeśli do meczów ligowych dojdą w kilku przypadkach, jak w naszym, czy Borussii Dortmund Liga Mistrzów, puchar kraju, to każdy będzie miał szansę załapać się na jakiś kawałek tego piłkarskiego tortu i zagra taką ilość meczów, która pozwoli mu utrzymać wysoki poziom. W meczu z Niemcami zagrasz na środku obrony z Damienem Perquisem, czy zdążyliście złapać chociaż nić porozumienia? - Ja sam jeszcze nie wiem, czy zagram. Przecież tylu stoperów mamy na zgrupowaniu... Trener Smuda na każdym kroku podkreśla, że jeśli tylko jesteś zdrowy, to widzi w tobie pewniaka do składu. - Z doświadczenia wiem, że moja pozycja w zespole może się zmienić w ciągu jednego dnia. To normalne również w piłce klubowej. Wracając jednak do Damiena, to zbyt wiele o nim nie mogą powiedzieć, gdyż przed meczem z Meksykiem był z nami tylko na jednym rozruchu, gdzie czysto piłkarskich zajęć prawie nie było. Zatem mamy za sobą tylko jeden niedzielny trening. Przed nami kolejne zajęcia przed meczem z Niemcami w poniedziałek, więc zobaczymy, jak się uda zgrać w tak krótkim czasie. Wróćmy na moment do meczu z Meksykiem zremisowanego 1-1. Łatwo było zatrzymać takie gwiazdy jak Javier Hernandez z Manchesteru United? - Nie, bo już przed meczem wiedzieliśmy, że Meksyk to zespół z grona tych najtrudniejszych. Pewnie są jeszcze mocniejsi, ale Meksyk to ekipa najwyższej klasy. Widzieliśmy, jak zachowują się ich napastnicy, że dobrze radzą sobie z piłką przy nodze, a do tego są ruchliwi, często uciekają na wolne pole i czekają na podania prostopadłe. Najczęściej udało nam się ich neutralizować. Grający przed nami pomocnicy wykonywali dobrą robotę, dzięki czemu nie było zbyt wielu groźnych sytuacji dla Meksyku. Miałeś o tyle niewdzięczną rolę, że z prawej strony grał dawno nieobecny w kadrze Marcin Wasilewski, z którego powrotu każdy się cieszy, a z lewej - dwóch stoperów w jednym meczu, gdyż po wprowadzeniu Kamila Glika, Tomasz Jodłowiec przeprowadził się do drugiej linii. - To nie była wielka przeszkoda, gdyż już długo jesteśmy w tym samym gronie i znamy się dobrze. Każdy wie, jak się zachowywać na boisku. Dużo na ten temat rozmawiamy przed meczami, w czasie treningów. Trzeba grać ze sobą, rozmawiać i wspierać się na boisku. Jeżeli spotykamy się raz na pół roku, czy jeszcze rzadziej, to trudno oczekiwać cudów. Musimy się jeszcze lepiej poznać, a będzie jeszcze lepiej. Ten przysłowiowy krok po kroku do przodu, udaje nam się robić. Oby tak dalej! Ostatnio stara Wisła trzyma tę kadrę - ty, Darek Dudka, Jakub Błaszczykowski, Paweł Brożek... - Nie pomyślałem o tym, ale rzeczywiście, tak to wygląda. Akurat z "Broziem" wiem jak grać, bo mam go na co dzień w Trabzonsporze. Pójście napastnika za plecy obrońców, czy jego cofnięcie się po piłkę, to są rzeczy standardowe. O mały włos, po rykoszecie od twoich nóg nie straciliśmy gola na 1-2, aż wzniosłeś ręce do góry. W podzięce Opatrzności? - Bardziej "Tytkowi" (bramkarzowi Przemysławowi Tytoniowi - przyp. red.), który obronił tę zmierzającą w okienko piłkę. Początkowo wydawało mi się, że piłka wyjdzie za bramkę, ale tak niebezpiecznie kierowała się w kierunku naszego okienka. Na szczęście Przemek świetnie się zachował i było się z czego cieszyć. Dowodziłeś defensywą znakomicie. To ty dyktowałeś, kiedy i jak wysoko cała linia obronna ma wyjść, by nie bronić się we własnym polu karnym. Wyjątkiem była końcówka spotkania, gdy rywal grał w przewadze. - Staraliśmy się wychodzić jak najwyżej, ale gdy przeciwnik "wjeżdżał", to obronę opierać musieliśmy na linii pola karnego. Staramy się unikać takiego głębokiego cofania się, ale czasami jesteśmy do niego zmuszeni przez silnego rywala. Ale przed polem karnym też można odebrać piłkę i przeprowadzić fajny kontratak. Mamy zawodników, którzy potrafią szybko skontrować, mamy też takich, którzy potrafią dograć piłkę tym ludziom z przodu. Można to dobrze wykorzystać. Czy ta niespodzianka, w postaci awansu przy zielonym stoliku Trabzonsporu do Ligi Mistrzów dodała wam wiatru w żagle? - No cóż, jesteśmy w Champions League, ale nie mogę komentować tej sytuacji. Cieszę się bardzo z tego powodu, że zagram wreszcie w Lidze Mistrzów. Nie tylko przeciwko Irkowi Jeleniowi i Ludovikowi Obraniakowi, ale też przeciwko paru innym klasowym zawodnikom. To już jest wyzwanie najwyższej próby, trzeba się będzie mocno starać. Razem z Pawłem Brożkiem pokazaliście dobre przygotowanie jak na piłkarzy klubu, którego liga zacznie rozgrywki dopiero pod koniec września. - Jesteśmy megaprofesjonalistami (śmiech). A tak poważnie, to rozegraliśmy kilka spotkań w europejskich pucharach, mamy też sparingi. Pracujemy też nad sobą codziennie, a treningi w Trabzonie nie należą do lekkich. Rozmawiał Michał Białoński <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/polska-niemcy,2838">INTERIA.PL zaprasza na relację na żywo z meczu Polska - Niemcy - początek we wtorek o 20.45</a>