Mistrzowie Polski pokonali wicemistrzów Grecji 3:1 i są blisko, jak nigdy dotąd, wywalczenia awansu do tych elitarnych rozgrywek. To był chyba jeden z lepszych pana meczów, biorąc pod uwagę grę i stawkę? - Dotychczas Liga Mistrzów kończyła się dla nas już po pierwszym meczu, a teraz jest realna szansa, aby przejść Panathinaikos, więc można by tak stwierdzić, choć na pewno były mecze lepsze i przyjemniejsze, choćby w reprezentacji Polski. Ile szans na awans ma Wisła po spotkaniu w Krakowie? - Wciąż 50 na 50. Wiemy, że tam przyjdzie 50, 60, 70 tysięcy ludzi, wiemy, że sędziowie na pewno nie będą nam sprzyjać i wiemy, że będziemy musieli sobie z tym poradzić. Zagrać o niebo skuteczniej w defensywie, a wtedy może będziemy cieszyć się z awansu. Zdobył pan bardzo ważną bramkę, która przypieczętowała zwycięstwo "Białej Gwiazdy". - Po to, ktoś mnie wystawił na boisku, abym strzelił gola i nieważne jak - głową, kolanem, udem. Nie mogę się nadziwić centrze Marka Zieńczuka. Tak dośrodkował, że piłka musnęła włosy greckiego obrońcy, ja co prawda niezbyt czysto ją uderzyłem, ale bramkarz zawsze interweniuje do "dołu" i nie mógł przewidzieć, że piłka zrobi taki kozioł - szczególnie, że strzał był oddany z siedmiu metrów. Przy drugiej bramce dla Wisły w znakomitym stylu ograł pan dwóch rywali. - Po wrzucie z autu mam za zadanie zacentrować, tym razem nie zostawiono mi miejsca, ale udało mi się minąć dwóch graczy rywala i dograć piłkę Kalu Uche. Zagraliście szczególnie dobrze w drugiej połowie. - Trener dobrze nas zmobilizował i nie pozwoliliśmy Grekom pobuszować w naszym domu. Mieliśmy ich chwycić za gardło, a wiedzieliśmy, że są po meczach sparingowych, gdzie nikt się nie "spina", więc należało ich przycisnąć i mieli osłabnąć. Tak się zdarzyło w drugiej połowie. Zaskoczyli was czymś? - Nie. Wiedzieliśmy, że są dobrymi piłkarzami, umieją grać. Niczym mnie nie zaskoczyli. Ten gol na początku dla Panathinaikosu was nie podłamał? - Malesani ma szczęście do pierwszych minut w Krakowie. Jak przyjechał tu z Parmą, to strzelili gola w pierwszej minucie, a teraz w czwartej. Będziemy musieli zanalizować tę sytuację. Paweł Pieprzyca, Kraków