Na boisku nie było już wtedy Portugalczyka, który dwadzieścia minut przed końcem otrzymał drugą zółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. 31-letni pomocnik Realu, niegdyś wielka gwiazda Barcelony (1996-2000), jest przekonany, że arbiter spotkania, Alfonso Perez Burrull niesłusznie karał go żółtymi kartkami. Figo największe zastrzeżenia ma zwłaszcza w przypadku tej pierwszej z 40. minuty meczu, kiedy to rzekomo przeklinał sędziego liniowego. Portugalczyk upierał się wtedy, że dostrzegł jak piłkę po jego strzale głową już zza linii bramkowej wybił golkiper Barcelony, Victor Valdes. - Sędzia główny nie wiedział co mówiłem do liniowego. Byłem wtedy odwrócony plecami i nie mógł czytać z moich ust. Poza tym arbiter liniowy nie zrobił żadnego gestu w stronę głównego, aby powiedzieć, że byłem "niegrzeczny". Powiedziałem mu tylko, że piłka przekroczyła linię bramkową i zapytałem czy to widział - wyjaśnił na oficjalnej stronie Realu Figo, który po meczu długo z nikim się nie kontaktował. - Byłem zbyt zdenerwowany i nie chciałem z nikim rozmawiać. Jest mi przykro, ponieważ zapracowaliśmy na zwycięstwo w tym meczu. Mieliśmy sporo okazji i szkoda, że przegraliśmy. Nie uważam, że po takim meczu nie mamy nic do powiedzenia swoim fanom. Mamy! Jesteśmy tak zmotywowani, że chcemy wygrać ligę - odparł Figo. Portugalczyk uważa, że sędzia nie wytrzymał odpowiedzialności jaka na nim spoczywała. - Do tego spotkania panowała opinia, że sędziowie boją się nas i nam sprzyjają. Teraz zapłaciliśmy za pomyłkę arbitra w meczu z Valencią (wówczas to karny podyktowany w doliczonym czasie gry uratował "Królewskim" remis - przyp. red.). Arbiter wiedział co robi i miał złe intencje już kiedy wychodził na murawę - żalił się Figo. Zobacz wyniki 34. kolejki Primera Division