51-letni Palme od wielu lat działa w futbolu. Jako główny koordynator przygotowań pracował w Komitecie Organizacyjnym mistrzostw świata w Niemczech przed dwoma laty, a później został dyrektorem spółki "Austria przy piłce", która z ramienia rządu czuwała nad przygotowaniami do tegorocznych ME. - Za nami trzy dni turnieju w Austrii i Szwajcarii. Jest pan zadowolony z poziomu organizacji, wszystko przebiega bez zakłóceń? Heinz Palme: Myślę, że nie mamy się czego wstydzić. Nasza sytuacja jest jednak trudna, bo wszyscy porównują Euro-2008 do mundialu w Niemczech przed dwoma laty, a tam organizacja była naprawdę wzorowa, wszystkie elementy "zagrały". Poprzeczka jest więc zawieszona maksymalnie wysoko. Jak dotąd, impreza przebiega po naszej myśli. Pod względem bezpieczeństwa jest wszystko w porządku, pogoda i kibice dopisują. Szkoda tylko, że pierwsze mecze przegrały drużyny gospodarzy, bo to nigdy dobrze nie wpływa na odbiór imprezy w krajach-organizatorach. UEFA także jest zadowolona. - W Klagenfurcie przy okazji meczu Polska - Niemcy musiała jednak interweniować policja, a po spotkaniu panował także spory chaos komunikacyjny. - Byłem na miejscu i wszystko widziałem. Organizacja tego spotkania to jedno z największych wyzwań podczas ME. Los nam nie sprzyjał kojarząc ze sobą takich rywali i wybierając na miejsce meczu najmniejsze z miast goszczących Euro-2008. Tam nigdy wcześniej nie było podobnego wydarzenia. Myślę, że jak na skalę przedsięwzięcia było nieźle. Wyciągniemy wnioski z niedoróbek i podczas kolejnych spotkań w stolicy Karyntii będzie lepiej. - W czwartek mecz Austria - Polska w Wiedniu... - Wiedeń znakomicie się spisał przy okazji spotkania Austrii z Chorwacją. Organizacja była bez zarzutu, a kibiców chorwakich przyjechało mnóstwo. To było wielkie sportowe święto i jestem pewny, że w czwartek będzie podobnie. Szykuje się pełen emocji mecz, bo dla obu drużyn będzie on niczym finał. - Komu daje pan większe szanse? - Myślę, że mimo wszystko Polsce. Choć przegrała, zagrała z Niemcami bardzo dobrze. Wiem, że narażę się swoim rodakom, ale widzę was na drugim miejsce w grupie, za Niemcami. - Za cztery lata ME mają się odbyć w Polsce i na Ukrainie. Jednak co jakiś czas pojawiają się głosy, że UEFA może zmienić organizatora... - Myślę, że wszystko wyjaśni się trzy, cztery miesiące po zakończeniu turnieju w Austrii i Szwajcarii, ale nie sądzę, by zdecydowano się na taki krok. Nigdy wcześniej coś podobnego się nie zdarzyło. Jeśli mam być szczery, to sądziłem, że na organizatora Euro-2012 zostaną wybrane Włochy, a Polska i Ukraina dostaną jeszcze trochę czasu na rozwój i swoją szansę otrzymają w roku 2016. Stało się jednak inaczej i ... może to dobrze dla obu tych krajów. Wyzwanie stoi przed wami ogromne, ale też radość z jego realizacji będzie podwójna. - Co pana zdaniem jest największym wyzwaniem dla organizatorów ME w Polsce i na Ukrainie? -Przede wszystkim trzeba mieć dobry plan i wiedzieć, co oraz w jakim czasie chce się osiągnąć, a później krok po kroku to realizować. Ważna jest również koordynacja prac między grupami zajmującymi się różnymi elementami, no i oczywiście obydwoma krajami. Musicie sobie wyznaczyć jako cel najwyższe standardy, a wówczas nawet jak nie uda się zrobić wszystkiego, to realizacja 60 czy 70 procent planu w zupełności wystarczy. I ciągle musicie pamiętać, że Polska i Ukraina grają w jednej drużynie - nie ma miejsca na improwizację, musicie wspólnie podążać jedną drogą, choć dla krajów o różnej sytuacji polityczno-gospodarczej nie jest to łatwe. - Drogą wyznaczoną przez Niemcy, Austrię i Szwajcarię? - Fakt, że jesteśmy tuż za rogiem i możemy w każdej chwili pomóc na pewno sprzyja Polsce i Ukrainie. W każdej chwili służymy własnymi spostrzeżeniami, doświadczeniami, zresztą takie kontakty już miały miejsce. Uważam jednak, że każdy kraj powinien podążać swoją własną drogą, mieć własną filozofię. Urok imprezy polega m.in. na jej niepowtarzalności. Zresztą nie da się przygotować dwóch identycznych turniejów. To i niemożliwe, i pozbawione sensu. - Nie jest tajemnicą, że Polska i Ukraina mają problemy zarówno ze stadionami, jak i infrastrukturą komunikacyjną czy hotelami... - Pod tym względem rzeczywiście trochę różni oba te kraje od Austrii i Szwajcarii. Autostrady, połączenia kolejowe, lotniska i hotele mieliśmy gotowe do dawna. Jednak i u nas wystąpiły problemy ze stadionami. W Zurychu i Klagenfurcie bardzo późno zapadła decyzja, czy budować nowe stadiony czy modernizować istniejące. Ostatecznie zdążono na czas. A wy macie przecież jeszcze cztery lata. To naprawdę dużo. - Byłby pan optymistą na miejscu Polaków i Ukraińców? - Oczywiście. Polska i Ukraina są na drodze wzrostu gospodarczego i to się w najbliższych latach nie zmieni. Jednak dzięki organizacji ME można pewne cele osiągnąć szybciej. Rozwój będzie bardziej dynamiczny, efekty lepiej widoczne. A obawy? A myśli pan, że w Austrii i Szwajcarii ich nie było? Część społeczeństwa mówiła: a po co, a za drogo, a za duże przedsięwzięcie, a za dużo ludzi przyjedzie, a mamy za słabe drużyny? Ale przekonali się, że to może być świetna inwestycja. Rozmawiał w Wiedniu: Paweł Puchalski