Po przegranej na Anfield Road 1:2 i bezbramkowym remisie na Stadio delle Alpi jeden z głównych faworytów rozgrywek, Juventus Turyn znalazł się za burtą. - Nie tylko ja przekonałem do siebie niedowiarków. Nikt przecież na nas nie stawiał. Wszyscy fachowcy przewidywali, że znów wygrają na Delle Alpi 1:0 i nas wyeliminują. Ale my w Lidze Mistrzów gramy znacznie lepiej niż w Premiership, dopiero tu trener Benitez może pokazać, jak dobrym jest taktykiem. W Turynie z każdą kolejną minutą czuliśmy się coraz mocniejsi. Ja pod koniec meczu już nawet nie zerkałem na zegar na stadionie. Wiedziałem, że nie odbiorą nam awansu - podkreślił reprezentant Polski. Rafael Benitez świetnie ustawił taktycznie zespół Liverpoolu przeciwko "Starej Damej", a piłkarze sumiennie realizowali plan hiszpańskiego szkoleniowca na boisku. - Słyszałem już nawet komentarze, że pokazaliśmy wzorcowe "catenaccio". Po 2:1 w pierwszym meczu wiedzieliśmy, że bramka stracona w Turynie postawi nas pod ścianą. Trener Benitez wystawił pięciu obrońców, pomocnicy też najwięcej uwagi poświęcali przeszkadzaniu. Nie było to może przyjemne dla oka, ale najważniejsze, że taktyka się sprawdziła. W tym meczu cel uświęcał środki. O awans do wielkiego finału Liverpool zmierzy się z Chelsea Londyn, która w tym sezonie trzykrotnie wygrała z "The Reds". Drugą parę półfinałową tworzą AC Milan - PSV Eindhoven. - Ale za każdym razem spotkania były bardzo zacięte. W lidze u siebie przegraliśmy pechowo, na Stamford Bridge było tylko 0:1, w finale Pucharu Ligi pokonali nas dopiero w dogrywce. Wierzymy, że teraz wreszcie przerwiemy złą serię. Do finału zostały tylko dwa małe kroczki, mecz i rewanż. Nie wolno tego zmarnować - zakończył Dudek.