"Przykro to mówić, ale ten trzecioligowiec, Real Union, awansował jak najbardziej zasłużenie! W pierwszym meczu wygrali z nami 3:2, a na Santiago Bernabeu przegrali 3:4. Decydującą bramkę zdobyli w 90. minucie. To wstyd, wielki wstyd! Trzecioligowcy grali z pomysłem, a my kompletnie bez koncepcji. I nie ma się co dziwić, że prasa z nami jedzie ostro. Takie coś nie powinno się zdarzać!" - powiedział Dudek na łamach "Super Expressu". Polski bramkarz aż sześć razy musiał wyciągać piłkę z siatki po strzałach graczy Real Union. "Przy żadnym nie zawaliłem, choć to marne pocieszenie. Za pierwszy mecz zebrałem nawet niezłe recenzje. A rewanż? Nie wiem, co robili nasi defensorzy. Pierwsza bramka: podaję do lewego obrońcy, gość wyprowadza piłkę, ale traci ją po 15 metrach. Kontra i bach! Potem znów błędy indywidualne, aż w końcu, w 90. minucie, nasi śpią, a rywal z głowy wali pod poprzeczkę i koniec naszych marzeń. Nie popełniłem błędów, ale i tak jestem na siebie bardzo zły, że nie pomogłem zespołowi. Bo czasem jest tak, że bramkarz obroni nawet w beznadziejnej sytuacji, ale niestety, nie tym razem. Brakuje mi gry. Jak nie jest się w rytmie, to trudniej o niesamowite interwencje" - podkreślił 35-letni piłkarz. Puchar Króla był dla Dudka okazją do zaprezentowania swoich umiejętności. Teraz polski bramkarz raczej szybko nie stanie między słupkami bramki Realu. "O to też jestem bardzo zły. Skoro niektórzy koledzy dostają w pucharze szansę gry, to powinni się bardziej zmobilizować. Niestety, już przed meczem czuło się w szatni rozluźnienie. No i wielki Real został upokorzony. Dla mnie to największy zawód w klubowej karierze. Jeszcze nigdy nie przegrałem z takimi maluczkimi! W szatni padły ostre słowa i dobrze, bo to pomaga oczyścić atmosferę. Pamiętam jeszcze z Polski, że jak zespołowi nie szło, to się robiło ognisko i przy piwku wyjaśniało pewne rzeczy. Czasem dochodziło nawet do bijatyk, ale wszystkim to pomagało" - stwierdził Dudek.