- Finał Pucharu Ligi to nie jest zwyczajne spotkanie. Trener apelował przed meczem, abyśmy zmobilizowali się na 110 procent, a zdobycie takiego trofeum już na zawsze zostanie w życiorysie każdego piłkarza. Niestety nie udało się - dodał Dudek. - W dramatycznej końcówce dogrywki straciliśmy dwa gole, które zburzyły nasze marzenia. Jeszcze wcześniej podcięła nam skrzydła samobójcza bramka Stevena Gerrarda. Mimo wszystko walczyliśmy nadal, nie poddawaliśmy się, ale nie mieliśmy szczęścia - stwierdził bramkarz reprezentacji Polski. Dudek interweniował z ogromnym poświęceniem. - Martwiła mnie kontuzja, której nabawiłem się w starciu z Damienem Duffem. Irlandczyk wyszedł w sytuacji sam na sam, a ja odbiłem jego strzał, a później jeszcze poprawkę Didiera Drogby. Duff jednak nie rezygnował i chciał ponownie doskoczyć do piłki, ale zamiast tego wpakował mi się prosto w nogi. Poczułem olbrzymi ból w kolanie, natomiast po chwili zobaczyłem wielką dziurę, na jakieś trzy centymetry. A przez tę dziurę kość! Nie był to przyjemny widok, a co najgorsze - obawiałem się, że będę musiał zejść z boiska. Na szczęście doktor wykonał świetną robotę - szybko zatamował krew i wszystko jakoś związał, chociaż nie ukrywam, że chciałem, aby ten mecz jak najszybciej się zakończył. Zaraz po zakończeniu spotkania lekarze przeprowadzili błyskawiczną operację. Założyli mi trzy szwy do środka i osiem na zewnątrz - relacjonował Dudek. Polski bramkarz udowodnił w niedzielę, że fala krytyki w angielskich mediach za błąd w spotkaniu z Bayerem Leverkusen, była niezasłużona. - Sobie nic nie muszę udowadniać. Sam dal siebie jest największym krytykiem i potrafię bardzo surowo oceniać własne występy. Ale to, co wyprawiają Anglicy zaczyna mnie powoli denerwować! Mogę być ganiony za puszczoną bramkę, ale już nie uznany za głównego winowajcę meczu z Bayerem, w którym przez 89 minut broniłem dobrze - tłumaczył. Dudka czeka co najmniej trzydniowa przerwa w treningach, ale nie wiadomo czy zdąży się wykurować do następnego spotkania Liverpoolu.