- Boisko było naprawdę nieprzyjemne. Każdy zawodnik się chyba ze mną zgodzi, że w takich warunkach bardzo ciężko się gra. Pozostaje niedosyt zwłaszcza po pierwszej połowie, kiedy to stworzyliśmy kilka dogodnych sytuacji. Pamiętajmy, że Legia do 80. minuty nie mogła być pewna zwycięstwa, przecież mogliśmy doprowadzić do remisu - wyznał napastnik beniaminka. - Prawda jest taka, że głupio stracona bramka na 2:0 podcięła nam nieco skrzydła. Nikt nam jednak nie zarzuci, że dzisiaj tylko się broniliśmy. Przyjechaliśmy na stadion Legii z myślą, że chcemy pokazać, że w piłkę grać potrafimy, że na dobrą sprawę nie mamy nic do stracenia, że nie warto murować bramki. Widoczne było to zwłaszcza w pierwszej części gry. W przerwie trener powiedział nam byśmy wciąż "grali swoje" i... tak też zrobiliśmy. Niestety, przegraliśmy. W drugiej połowie doszło do nieco dziwnej sytuacji. Interweniujący Marek Jóźwiak nie trafił w piłkę, doskoczył do niej właśnie Dubicki i ruszył w kierunku bramki Artura Boruca. Tymczasem "Beret" dogonił błyskotliwego napastnika Polkowic i odebrał mu futbolówkę. Po meczu Jóźwiak mówił: - Wcale nie jestem wolniejszy od młodszych, ofensywnie grających rywali. Moja szybkość jest co najmniej dobra i nie widzę w tym nic dziwnego, że odebrałem piłkę. Pytany o tę sytuację Dubicki mówił jednak co innego... - Kiedy doskoczyłem do piłki, zawahałem się, bo nikogo nie było z przodu, jedynie trzech obrońców Legii. Zwolniłem więc, bo nie widziałem komu mogę zagrać i... dlatego straciłem piłkę.