"Wygrana Barcy, porażka futbolu" - tak swoją relację z tego meczu zatytułował dziennik "Marca". Podopieczni Josepa Guardioli mieli w tym pojedynku dużą przewagę. Oddali aż 32 strzały na bramkę, przy tylko pięciu rywali, jednak to gospodarze objęli prowadzenie. W 19. minucie do siatki z bliska trafił Ferran Corominas, czyli Coro. I tutaj pojawia się pierwsza kontrowersja. Victor Valdes, bramkarz Barcelony, miał ogromne pretensje do sędziego Luisa Mediny Cantalejo, że chwilę wcześniej, gdy próbował złapać w "piątce" piłkę, został potrącony przez Luisa Garcię. Arbiter był jednak niewzruszony i uznał gola. Jeszcze w pierwszej połowie murawę musiał opuścić Nene, który ujrzał dwie żółte kartki. Przewaga Barcelony, która i tak była ogromna, od tego momentu jeszcze się zwiększyła, ale jej piłkarze grali bardzo nieskutecznie nie potrafiąc wykorzystać świetnych okazji. W 69. minucie mecz został przerwany. Krewki kibic gości rzucił zapaloną racę na sektor fanów Espanyolu. Przerwa trwała około 10 minut. Po wznowieniu gry nadal atakowali podopieczni Guardioli. I w końcu udało im się doprowadzić do wyrównania. Xavi Hernandez posłał piłkę do Thierry'ego Henry, Francuz jej co prawda nie przejął, ale pomogli mu rywale. Bramkarz Idriss Kameni interweniując nabił futbolówką obrońcę Daniela Jarque, piłka spadła pod nogi Henry'ego, a ten posłał ją do siatki. Zwycięstwo gościom zapewnił sędzia. Już w doliczonym czasie gry podyktował rzut karny za przewinienie na Samuelu Eto'o, gdy Kameruńczyk nie był faulowany. "Jedenastkę" pewnie wykorzystał Lionel Messi, a arbiter od razu zakończył mecz. <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/ligi-zagraniczne/mecze/kolejka,14460,5">Zobacz wyniki i strzelców bramek w piątej kolejce Primera Division</a>