Tak miało być także w Londynie. Miało być, lecz już wiadomo, że nie będzie. Główna arena przyszłorocznej olimpiady po jej zakończeniu nie będzie pomnikiem próżności Brytyjczyków, lecz dostanie się piłkarzom. Tottenhamowi lub West Hamowi - te kluby mają najbliżej do dzielnicy Stratford w gminie miejskiej Newham (10 km od stacji Charing Cross w centrum stolicy), gdzie stawiają 80-tysięcznego kolosa. Ale coś za coś - obiekt będzie mieć gospodarza, lecz przestanie być stadionem lekkoatletycznym (mniejszy - Crystal Palace - w Londynie już jest i jeden wystarczy). Królowa sportu nie grzeje bowiem Anglików, futbol - wręcz przeciwnie. Rozpala do czerwoności. Twórca stadionu olimpijskiego w stolicy Wielkiej Brytanii - architekt David Keirle - nie robi problemu ze swoich praw autorskich. Współpracuje nawet przy pomyśle przyszłej rozbiórki tego co się buduje i modernizacji. Dostosowanie areny do futbolu będzie kosztować 150-180 mln funtów. Mniej jednak, niż gdyby "Spursi" lub "Młoty" budowali nowe stadiony. Kto weźmie kolosa pomniejszonego w efekcie do 60 tys. miejsc, dowiemy się 28 stycznia. Gdy w 1990 roku wysiadłem z samochodu pod Stadionem Alpejskim w Turynie, był on tak nowy, że wpadłem do połowy łydek w asfalt na parkingu. Gdy byłem tam na kilku meczach z okazji finałów MŚ przekonałem się na tysiąc procent, że ten koszmar nie może wiecznie trwać. Stadionu już nie ma - zburzono tę kpinę z architektury, chociaż wydano na nią krocie. Miała bieżnię lekkoatletyczną, widoczność z każdego miejsca była katastrofalna. Kibice Juventusu męczyli się z tym jednak długie lata... Tak też będzie przez wieki w Krakowie przy Reymonta 22, żeby daleko nie szukać... Brytyjscy lekkoatleci trochę podskakują, ale tak naprawdę komu potrzebny jest 80-tysięcznik, który nigdy nie wyżyje z tej dyscypliny? Garstce fanatyków - ona nie ma nic do gadania nad Tamizą. W Turynie było identycznie - wyrzucono w błoto krocie, ale potrafiono się w końcu do tego przyznać. Prawda jest bowiem taka - piłka nożna i lekkoatletyka w jednym domu stać nie mogą. Dlaczego? Bo piłkarzy źle widać z trybun. Oni na White Hart Lane i Upton Park grają dla tłumów co chwilę i dają zarobić, lekkoatleci - od wielkiego dzwonu i na nich zarobić się nie da ani pensa. Owszem, komitet starający się o igrzyska w 2005 roku w Singapurze obiecał, że pozostawi funkcję lekkoatletyczną na Olympic Stadium. Wtedy obiecał, lecz teraz wiadomo, iż to się nie opłaca. A bat kryzysu ekonomicznego jest dla burmistrza Londynu bardzo przekonujący. Jeśli miałby utrzymywać niefunkcjonalny stadion naraziłby się wyborcom i mógłby stracić posadę. Forsa nie śmierdzi, burmistrz błędu nie zrobi. Kibiców futbolu są miliony i w rękach trzymają miliony kart do głosowania... Krzysztof Mrówka