Żenujące zachowanie niemieckich chuliganów rozpoczęło się już przed spotkaniem, kiedy nie uszanowali minuty ciszy, poświęconej pamięci zmarłych niedawno czeskich działaczy. Ten czas woleli poświęcić na... wyzywanie niemieckiej federacji piłkarskiej, krzycząc "Sch***ss DFB". Był to jednak dopiero początek skandalicznych zachowań ubranych na czarno "kibiców". Jeszcze przed spotkaniem wygwizdali czeski hymn, a już w czwartej minucie spotkania, zamiast fetować gola strzelonego przez Timo Wernera, woleli... zwyzywać własnego piłkarza. Werner zapisał się w ich pamięci sytuacją z zeszłego sezonu, gdy w ligowym spotkaniu RB Lipsk z Schalke 04 Gelsenkirchen teatralnie upadł w polu karnym, a arbiter dał się nabrać i podyktował "jedenastkę". Rzut karny na gola zamienił wówczas sam Werner. Najbardziej kontrowersyjne okrzyki miały jednak miejsce w drugiej połowie spotkania, gdy z sektora gości dobiegały okrzyki "Austerlitz", traktowane jako wyraz wyższości nad Czechami. Głośno skandowane było także nazistowskie "Sieg!". Niemieccy piłkarze stanowczo odcięli się od zachowania części swoich kibiców. Mimo zwycięstwa po meczu nie podeszli do sektora gości, by podziękować za doping. - Jeśli śpiewane są hasła o narodowo-socjalistycznym tle, to nie ma powodu, by to popierać i podchodzić do trybun - mówił po meczu pomocnik Julian Brandt, który w piątek rozegrał 61 minut. - To było tak złe, że nie było nawet mowy o podejściu do trybun. To nie są kibice, tylko szukający kłopotów chuligani, którzy nie mają nic wspólnego z prawdziwymi fanami piłki. Musimy się upewnić, że ci ludzie zostaną zabrani ze stadionu - wtórował mu Mats Hummels, strzelec decydującej bramki w 88. minucie. - Te przyśpiewki to była katastrofa, fatalnie to wyglądało. Zupełnie się od tego odcinamy i nie chcemy mieć z tym nic wspólnego - zaznacza Hummels. WG Eliminacje MŚ - sprawdź sytuację we wszystkich grupach