Wbrew pozorom, wcale nie chodzi o finalistów mistrzostw Ameryki Południowej. Argentyńczycy, w przeciwieństwie chociażby do Brazylii, czy Urugwaju nie zawiedli i dotarli do strefy medalowej i do samego końca walczyli w finale o trofeum. Miał być gwiazdą Neymar swoje pierwsze Copa America zakończył po dwóch spotkaniach i chociaż w pierwszym strzelił bramkę i zaliczył asystę to wszyscy zapamiętają to, co stało się później. W spotkaniu z Kolumbią wyleciał z boiska z czerwoną kartką, wcześniej wyzywając trzech kolumbijskich piłkarzy oraz sędziego. Cała sytuacja miała miejsce po tym, jak gwiazdor Barcelony kopnął z premedytacją piłkę w plecy Pablo Armero. Konfederacja południowo-amerykańska uznała, iż Brazylijczykowi należy się kara czterech spotkań dyskwalifikacji, a "Canarinhos" uznali, że... od kary nie będą się odwoływać. W atmosferze skandalu Neymar wyjechał z Chile po fazie grupowej. Kilka dni później wrócili również jego koledzy, którzy przegrali ćwierćfinał po serii rzutów karnych z Paragwajem. Miało być sprawiedliwie, wyszło tendencyjnie Sędziowie również nie będą wspominać chilijskiego czempionatu zbyt chętnie. Opinia o ich poziomie kształtowała się po spotkaniach z udziałem gospodarzy. Najbardziej w pamięci zapadli Sandro Ricci z Brazylii oraz Jose Argote z Wenezueli. Brazylijczyk prowadził spotkanie Chile - Urugwaj w ćwierćfinale turnieju. Sędzia ostatniego mundialu nie radził sobie z piłkarzami, rozdawał multum kartek, ale najgorsze nadeszło dopiero po 63 minutach. Wówczas ani Ricci, ani żaden z jego asystentów, nie zauważyli, że Gonzalo Jara wsadził palca w odbyt Edinsona Cavaniego, aby sprowokować Urugwajczyka. Napastnikowi PSG pokazał natomiast drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę i odesłał go do szatni. W końcówce spotkania, po faulu Jorge Fucile, zawrzało ponownie. Arbiter pokazał urugwajskiemu obrońcy zasłużoną drugą żółtą kartkę i wyrzucił go z boiska. Następnie sędzia nie zapanował nad zawodnikami, ani nad rezerwowymi. Na murawie zawitała grupa Urugwajczyków, na czele z trenerem Oscarem Tabarezem, a brazylijski sędzia, zamiast podejmować stosowne decyzje, wyglądał na przestraszonego. W półfinale Chilijczycy również mogli liczyć na wsparcie sędziów. Na początku spotkania, Arturo Vidal uderzył jednego z rywali prosto w twarz, a arbiter Argote ograniczył się do słownego napomnienia. Kilkanaście minut później, nie zawahał się natomiast pokazać drugiej żółtej kartki peruwiańskiemu obrońcy - Carlosowi Zambrano. Zespół sędziowski półfinałowej rywalizacji uznał również trafienie gospodarzy, które padło z ewidentnego spalonego i można podejrzewać, iż gdyby miało miejsce po drugiej stronie boiska, z pewnością nie zostałoby uznane. Było Maracanazo, Mineirazo, jest i Concepcionrazo Maracanazo i Mineirazo to największe wtopy brazylijskiego futbolu. W 1950 roku, przegrali finał mistrzostw świata w Rio de Janeiro z Urugwajem, zawodząc swoich kibiców. Sześćdziesiąt cztery lata później, ulegli 1-7 Niemcom w półfinale mundialu. Czkawką odbijać się będzie również spotkanie ćwierćfinałowe Copa America 2015 z Paragwajem w chilijskim Concepcion. "Canarinhos" podczas drugiej kadencji Dungi wygrali wszystkie mecze towarzyskie i ożywili nadzieje swoich rodaków na triumf w kontynentalnym czempionacie. Po wygranej fazie grupowej i przegranym ćwierćfinale skończyło się jedynie na drwinach internautów, którzy porównywali obecną kadrę Brazylii do tej z przełomu wieków. W spotkaniu ćwierćfinałowym, Brazylijczycy prowadzili 1-0. Bramkę wyrównująca stracili z rzutu karnego, a następnie polegli w całym konkursie strzałów z jedenastu metrów. Karnych nie wykorzystali ci, których Dunga wpuścił na boisko przede wszystkim po to - Everton Ribeiro oraz Douglas Costa. Chilijski turniej pokazał, że Brazylia wcale nie otrząsnęła się jeszcze z porażki na ostatnich mistrzostwach świata. "Canarinhos" Dungi mieli być pozbawieni fatalnych wspomnień z mundialu, a sami sprowokowali sobie kolejną żenującą porażkę. Gdyby federację piłkarską w Brazylii stać było na uznanego trenera europejskiego z nazwiskiem, pewnie Copa America skończyłaby się zwolnieniem selekcjonera. Bieda w kraju kawy, powinna więc zagwarantować Dundze w miarę spokojną przyszłość. Był jak Arboleda, nie pierwszy raz Gonzalo Jara turniejowy medal przypłaci prawdopodobnie zmianą klubu. Po tym, jak zachował się wobec Edinsona Cavaniego w meczu ćwierćfinałowym, włodarze FSV Mainz publicznie ogłosili, że Chilijczyk może sobie szukać nowego pracodawcy, bo oni nie chcą w swoim zespole piłkarza, który zachowuje się tak skandalicznie. Niewielu wie, że dla Jary to recydywa. W niemal identyczny sposób zachował się on swego czasu wobec Gonzalo Higuaina. Wcześniej sprawdzał również, co między nogami ma Luis Suarez. Jara przypłacił swoje zachowanie dwoma meczami dyskwalifikacji. Nijak ma się to do półrocznej dyskwalifikacji Luisa Suareza za pogryzienie Giorgio Chielliniego, a z pewnością wielu piłkarzy wolałoby mieć na ciele ślad czyjegoś uzębienia niż dać się dotykać w intymne miejsca swojego ciała. Chilijczycy nie dostrzegają żadnego problemu. Oni na podium szli "po trupach". My, wręcz przeciwnie, uważamy, że Jara zasłużył sobie na dłuższą chwilę refleksji nad swoim zachowaniem, poza boiskiem rzecz jasna. Polskie media przypominały podobną sytuację z naszego podwórka. Podczas spotkania Polonia Warszawa - Lech Poznań podobnie zachował się Manuel Arboleda, który w ten sposób sprowokował Euzebiusza Smolarka. Grzeczny chłopiec, który był bezradnym brutalem Zestawienie największych przegranych tegorocznego turnieju nie mogłoby się obyć bez Jamesa Rodrigueza. Kolumbijczyk, podobnie jak Neymar, swoje pierwsze Copa America będzie raczej przeklinał niż wspominał z wypiekami na twarzy. Z wizerunku grzecznego chłopca, którym był przed transferem do Realu Madryt po chilijskim turnieju nie zostało praktycznie nic.Pomocnik, który był objawieniem ostatniego mundialu grał tak, jakby jak najszybciej chciał wrócić do domu. Z Wenezuelą i Brazylią przeszedł obok meczu, a w meczu z Peru skupił się na robieniu krzywdy rywalom. Po powietrznym pojedynku z Luisem Advinculą powinien wylecieć z boiska, ale sędzia Nestor Pitana nie zauważył, że James uderzył rywala łokciem. W ćwierćfinale z Argentyną uciekał się do niepotrzebnych wślizgów, które tylko potęgowały niemoc jego i całej reprezentacji "Los Cafeteros". Autor: Kamil Kania