Na stadionie przy ulicy Roosevelta w Zabrzu o awansie do dalszych gier decydowały rzuty karne. Aż dwa z nich obronił Artur Boruc, który popisał się skuteczną interwencją przy "jedenastce" wykonywanej przez Krzysztofa Bukalskiego także w normalnym czasie gry. - Przez całe spotkanie byliśmy przekonani, że nawet porażka 1:2 spowoduje, że to my awansujemy do następnej rundy. Sędzia twierdził podobnie. Kiedy podano na stadionie komunikat, że nie jest to zgodne z prawdą, w zespole zapanowała konsternacja. Dobrze, że nie skończyło się to zbytnim rozprężeniem zespołu - powiedział po ostatnim gwizdku bohater tego meczu, Artur Boruc. - Czy obroniłeś kiedyś w jednym meczu trzy karne? - Szczerze mówiąc, to nawet jeśli tak było, to sobie nie przypominam. - Dlaczego znów Legia nie zagrała najlepiej? - Jeśli mam być szczery, to źle podeszliśmy do tego meczu. Wiedzieliśmy, że nikt tu się przed nami nie położy, ale z drugiej strony nie sądziliśmy, że może stać się nam coś złego. Jednak mimo tego, że przegraliśmy, wydaje mi się, że zasypaliśmy już ten dołek w którym znaleźliśmy się po niedzielnym meczu w Krakowie. Teraz zaczynamy stąpać po ziemi. - Dlaczego nie strzelałeś rzutu karnego? Przed serią jedenastek sami wyznaczyliście wykonawców czy zrobił to Jacek Zieliński? - Absolutnie Jacek Zieliński. Ja byłem wyznaczony do strzelania karnego jako szósty, więc musiałem coś obronić, żeby samemu nie strzelać (śmiech).