Beenhakker naraził się działaczom, kiedy zdecydował się pomóc Feyenoordowi Rotterdam. Gromy na głowę selekcjonera posypały się po fatalnej porażce w ramach eliminacji MŚ'2010 w Belfaście z Irlandią Płn. Rekordowe zwycięstwo biało-czerwonych nad San Marino nieco poprawiło nastroje wokół kadry. Beenhakker zapewne już dawno zostałby zwolniony, ale w takim przypadku PZPN musiałby wypłacić Holendrowi wysokie odszkodowanie, które ma zagwarantowane w kontrakcie. Według "Dziennika", holenderski szkoleniowiec jest gotów pójść na ugodę z PZPN w tej kwestii. Informator gazety twierdzi, że Beenhakker zgodzi się na niższą odprawę, bo od lipca ma zagwarantowany kontrakt z Feyenoordem. Czy taka propozycja padnie i jak na nią zareagują w piłkarskiej centrali? Wiele powinno się wyjaśnić po środowym spotkaniu Beenhakkera z zarządem PZPN. "Na żadne układy z Leo nie pójdziemy. Jeśli będzie chciał odejść, to od PZPN nie dostanie ani złotówki odszkodowania, czy jak on tam sobie to nazwie. Jeśli Beenhakker zostawi kadrę w tej chwili, to ucieknie jak szczur z tonącego okrętu. Zostawi nas w bardzo trudnej sytuacji. Po Holendrze można się wszystkiego spodziewać. Nie można wykluczyć, że wypali z takim pomysłem" - powiedział na łamach "Dziennika" Kazimierz Greń członek zarządu PZPN. "Owszem, zapytamy go o słabe mecze, kompromitację w Belfaście. Ja też będę chciał się dowiedzieć, jak bardzo Beenhakker jest związany z Feyenoordem. Te bajeczki o darmowej pracy dla holenderskiego klubu w czasie wolnym mnie nie przekonują. Podejrzewam, że nasza dociekliwość może mu się nie spodobać. Wtedy znów pewnie będziemy świadkami buty, arogancji i uszczypliwości ze strony Don Leo. W sumie to Beenhakker trzyma nas w szachu. Zrezygnuje teraz, w lipcu, czerwcu, albo jak twierdzi Boniek - najdalej we wrześniu. Pozostawi po sobie spaloną ziemię, a nowy trener będzie miał kłopot" - podkreślił Greń.