Grupa chuliganów zaciągnęła Bąka do kuchni, ale w samą porę przyszła pomoc. Hotelowi ochroniarze wkroczyli do akcji i przepędzili napastników. "Zaczęło się po środowym treningu Austrii na stadionie Lecha. Zostałem tam zwyzywany przez jednego z kibiców, który powiedział mi wprost: "Uważaj, bo bardzo cię tu nie lubimy". Miał pretensje, że grałem zbyt agresywnie w pierwszym meczu, w Wiedniu. Pomstował, ile wlezie. Później okazało się, że to właśnie on zorganizował napad na mnie w Sheratonie" - powiedział Bąk na łamach "Super Expressu". "10 minut zajęło mi ustalenie, kim jest ten człowiek, włącznie z numerem jego telefonu. Okazuje się, że przy Lechu kręci się od kilkunastu lat. W trakcie "akcji" w Sheratonie spacerował sobie w garniturku niedaleko zajścia, a "robotę" wykonały małolaty" - dodał były reprezentant Polski, który opisał zajście w hotelu. "To była środa wieczór, około 21.15. Stałem z grupą znajomych przy recepcji. Wtedy z hotelowego baru wyszła grupa osiłków. Moi koledzy krzyknęli do mnie: "Jacek, zabieraj się stąd, bo zaraz zrobi się tu bardzo gorąco". Ale nie zdążyłem. Tamci doskoczyli i zaczęła się przepychanka. Przepchnęli mnie do kuchni, przez moment rzeczywiście wyglądało to niebezpiecznie. Byle czego się nie boję, ale w tej sytuacji zdążyłem się zastanowić, czy aby ci debile nie mają noża. Wiadomo przecież, że to typy zdolne do wszystkiego. Na szczęście oblali mnie tylko sokiem, a na ratunek w końcu pośpieszyli ochroniarze" - mówił Bąk. "Takie rzeczy się niedopuszczalne. Menedżer hotelu przeglądał już monitoring, tam wszystko widać - kto, co i dlaczego. A Austria Wiedeń przygotowuje już raport, który trafi do UEFA. Przecież Austriacy nie pozwolą, aby na dzień przed meczem bezkarnie atakowano ich piłkarza. W ogóle byli mocno zdziwieni, że w Polsce chcą bić Polaka, w sumie tylko dlatego, że gra w innym zespole" - podkreślił Bąk.