Oczekiwane od 18 lat zwycięstwo w Pucharze Króla ostudziło zapędy krytyków Jose Mourinho. Sam trener ironicznie im nawet podziękował dorzucając, że bardzo mu pomagają. "Wolę na zawsze zostać zwycięzcą, pozostawiając przegranym na pocieszenie debatę nad brzydką grą moich drużyn". Barca i Real biją wszystkich na głowę czasem posiadania piłki Nawet finałowy triumf nad Barceloną, nie zmienia faktu, że sposób gry obecnego Realu wywołuje masę kontrowersji. Autorytety twierdzą, że nie przystaje on do tradycji i historii wielkiego klubu, którego piłkarze zawsze wychodzili na boisko z dumną myślą zdominowania przeciwników. Taka była legendarna drużyna z Alfredo di Stefano w latach 50. i 60., taka "Quinta del Buitre" w latach 80. i 90., tak samo na początku XXI wieku grali galaktyczni. Czy to, co tworzy Mourinho, pasuje do tej tradycji? Nawet pod tym względem ocena Portugalczyka nie może być jednoznaczna. Kiedy spojrzy się na statystyki Champions League, w rubryce określającej czas spędzony przy piłce Barcelona i Real stoją najwyżej. Przewyższają pod tym względem Manchester United, Chelsea, Arsenal i innych potentatów. Nie da się więc powiedzieć, że pod wodzą Mourinho "Królewscy" całkowicie zaprzedali swój tradycyjny sposób grania w piłkę. Oni są zmuszeni do rezygnowania z niego w meczach z Barceloną, ponieważ w listopadzie na Camp Nou przekonali się, że nie da się pokonać Katalończyków ich własną bronią - czyli odebrać im inicjatywy. Trzeba szukać innych metod. Sposób gry drużyny Pepa Guardioli jest pod względem utrzymywania się przy piłce doskonały. Nie znaczy to jednak, że jest doskonale efektywny. I to stara się wykorzystać Mourinho. Dwa Reale Madryt Istnieją dziś dwa Reale Madryt. Jeden do rywalizacji z Barceloną, drugi do konfrontacji z resztą świata. W tym pierwszym Pepe nie jest środkowym obrońcą, ale trzecim defensywnym pomocnikiem zawężając teren do gry dla Xaviego, Messiego i Iniesty. W systemie "antybarcelońskim" nie ma też miejsca dla klasycznego środkowego napastnika: jego rolę pełni Ronaldo, jest najszybszy, więc najlepszy do gry z kontry, tymczasem Adebayor, Benzema i Higuain czekają na rozwój wypadków na ławce. Zapyta ktoś: po co Portugalczyk tak bardzo walczył o sprowadzenie napastnika, skoro go nie potrzebuje? Nie potrzebuje do gry z Katalończykami, ale wykorzystuje do pojedynków ze wszystkimi innymi. "Styl Barcelony jest imponujący, ale ja nie zamierzam go kopiować" - mówił Jose Mourinho w jednym z pierwszych wywiadów udzielonych po podjęciu pracy w Realu Madryt. Porzucił drużynę już ukształtowaną (Inter Mediolan), by ukształtować nową. Wyzwanie było fascynujące - Portugalczyk postanowił zmierzyć się z jedną z najlepszych drużyn wszech czasów. Barcelona ociera się w swojej dziedzinie o doskonałość, w ataku pozycyjnym właściwie nie da się jej dorównać. Nikt nie pobił jej pod względem posiadania piłki w 172 meczach Pepa Guardioli. Ale już prowadząc Inter Mourinho mógł się przekonać, że kataloński sposób gry ma swoje słabe punkty. Pierwsza dowiodła tego Chelsea w półfinale Champions League przed dwoma laty - gol Andresa Iniesty w 90. min rewanżu na Stamford Bridge był dla Katalończyków jak popsuty spadochron, który otworzył się niespodziewanie tuż nad dnem przepaści. Jedną z bolączek Barcy zapaść strzelecka Villi Istnieje też oczywiście inny czynnik, zależący od formy Katalończyków. Kiedy Barca gra mecz doskonały, zdarza się to, co spadło na Real w listopadzie na Camp Nou. Porażka 0-5 była najniższą z możliwych tamtego wieczoru, w tym sezonie zespół Guardioli wbił pięć i więcej goli aż dziesięciu przeciwnikom. Ale okres, w którym tak złożony organizm, jak drużyna utrzymuje się w stanie idealnym, nie trwa wiecznie. Dziś Barca ma poważne kłopoty, ze względu na chorobę Erica Abidala, kontuzję Carlesa Puyola, największą w karierze zapaść strzelecką Davida Villi. To gra na korzyść Mourinho. Kiedy zneutralizuje się do tego katalońską trójcę: Xavi, Messi, Iniesta - szczęście jest już bardzo blisko. W finale Pucharu Króla Real potrafił po nie sięgnąć. Guardiola zakładnikiem jednej taktyki Mourinho nie chce być zakładnikiem tradycji Realu. Raczej stara się korzystać z tego, że Guardiola jest zakładnikiem sposobu gry Barcelony zdefiniowanego przez Johanna Cruyffa. "The Special One" nie uważa jednak, że złamał słowo dane kibicom. Jego Real gra ofensywnie i efektownie, kiedy tylko może. W tym sezonie było wiele takich meczów. W konfrontacjach z Barceloną zachodzi jednak przypadek szczególny. Trener Realu mógłby dać wybór tej części fanów i działaczy klubu, którzy nie są do niego przekonani: "albo będziemy grali tak, jak wy chcecie i mecze z Barcą będą się kończyły jak ten w listopadzie, albo gramy według mojej wizji osiągając wyniki jak w finale Pucharu Króla". Każdy przyzna, że lepiej postawić na kontratak, mieć piłkę przez 25 proc. czasu gry zachowując szanse na zwycięstwo, niż upierać się przy ataku pozycyjnym z katastrofalnym skutkiem. W ten sposób debata rozstrzyga się na korzyść Mourinho. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2069316">Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim!</a>