Alan Ruschel jest w stabilnym stanie - poinformowała jego żona Amanda. W wypadku zginęło 76 osób, w tym 19 z 22 piłkarzy brazylijskiego zespołu Chapecoense. "Dzięki bogu Alan jest już w szpitalu, w stabilnym stanie. Modlimy się za wszystkich tych, których nie udało się uratować, i ich rodziny" - napisała w mediach społecznościowych Amanda Ruschel. Oprócz 27-letniego bocznego obrońcy, który był przytomny, gdy ratownicy wyciągnęli go z wraku, do szpitala trafili także obaj znajdujący się na pokładzie bramkarze: 31-letni Marcos Danilo Padilha i o siedem lat młodszy Jakson Ragnar Follmann. Ocalał także dziennikarz Rafael Correa Gobbato i stewardessa Ximena Suarez. Śmierć poniosło pozostałych 76 z 81 osób znajdujących się na pokładzie. "Alan Ruschel ma pęknięty krąg i złamaną prawą rękę. Przeszedł operację i później zostanie zbadany bardziej dokładnie. Rafael ma obrażenia klatki piersiowej i złamaną lewą nogę. Jest kilku innych ocalałych, ale ich przewieziono do innych placówek" - powiedział telewizji "SporTV" przedstawiciel jednego ze szpitali. Ok. 22 czasu lokalnego (4 w Polsce) piloci zgłosili awarię elektryki w samolocie. Kwadrans później wieża utraciła z nimi kontakt, a maszyna zniknęła z radarów. Do katastrofy doszło przy podejściu do lądowania, na górzystym obszarze poza miastem. Z powodu katastrofy zostały wstrzymane wszystkie rozgrywki piłkarskie w Brazylii, a także finał Pucharu Copa Sudamericana (Puchar Ameryki Południowej). W środę Chapecoense miało zmierzyć się w nim z Atletico Nacional. Za pośrednictwem mediów społecznościowych ekipa rywali złożyła kondolencje wszystkim osobom związanym z Chapecoense. Zespół z niewielkiego miasta w Brazylii miał bardzo udany sezon. Do najwyższej ligi wrócił w 2014 roku po prawie pół wieku przerwy, a już dwa lata później awansował do finału Copa Sudamericana (odpowiednika Ligi Europejskiej), eliminując wcześniej m.in. argentyńskie San Lorenzo i Independiente. Rewanż finału miał odbyć się 8 grudnia w Kurytybie, ponieważ mieszczący 22 tysiące widzów stadion w Chapeco został uznany przez organizatorów turnieju za zbyt mały. "Drużyna Chapecoense była największym źródłem radości w mieście. Wielu mieszkańców płacze" - powiedział "SporTV" wiceprezes klubu Ivan Tozzo.