Portugalski trener nie wytrzymał napięcia po ćwierćfinale azjatyckiej Ligi Mistrzów. W pierwszym meczu jego zespół rozbił potężnego rywala 4-0, a w rewanżu przegrał 1-5 i losy awansu do półfinału przesądziły się w rzutach karnych, które ekipa Villasa-Boasa wygrała 5-4. Mimo historycznego awansu, Portugalczyk był pełen negatywnych emocji tuż po spotkaniu. Oskarżył rywali o brudne sztuczki. Dowodził, że przeciwnicy utrudniali jego drużynie podróż na mecz i celowo doprowadzili do kolizji na drodze. Stwierdził, że te same samochody miały trzy wypadki tuż przed ich autokarem. Trener Szanghaj SIPG miał też ogromne pretensje do irańskiego sędziego, który w rewanżowym meczu wyrzucił z boiska dwóch jego piłkarzy. Szkoleniowiec, który wcześniej prowadził m.in. Chelsea, Tottenham i FC Porto, z którym w 2011 roku wygrał Ligę Europejską, zaatakował szefów Azjatyckiej Federacji Piłki Nożnej oskarżając ich o to, że pilnują interesów Guangzhou Evergrande. "To hańba, hańba!" - krzyczał Villas-Boas. Klub Guangzhou Evergrande odmówił komentarza, a władze ACF zapowiedziały, że rozpoczynają postępowanie dyscyplinarne wobec trenera Szanghaj SIPG. W półfinale azjatyckiej Ligi Mistrzów jego zespół zmierzy się z japońskim Urawa Red Diamonds. MZ