Adriano Leite Ribeiro miał 18 lat, kiedy zaczął strzelać bramki w barwach Flamengo. Mierzący 190 cm wzrostu zawodnik błyskawicznie trafił do Europy, gdzie szybko ochrzczono go "nowym Ronaldo". Jako piłkarz Parmy gole strzelał m.in. Wiśle Kraków w Pucharze UEFA, a na szczyt wspiął się w Interze Mediolan, z którym czterokrotnie wygrywał mistrzostwo Włoch. Na najwyższym poziomie nie grał jednak długo, bo miał problemy ze sportowym trybem życia (kilkukrotnie przyłapywano go m.in. na spożywaniu alkoholu czy stołowaniu w fast-foodach). Mimo to zdążył wystąpić na Pucharze Konfederacji i mundialu w Niemczech oraz w dwóch edycjach Copa America. Od siedmiu lat jego kariera nie była godna snajpera, który zdobył 27 bramek w reprezentacji Brazylii. W Romie, Corinthians, Atletico Paranaense oraz Flamengo i Miami United zaliczył łącznie 10 meczów ligowych, w których strzelił jednego gola (w 2011 roku dla Corinthians). Okazuje się jednak, że 35-latek wcale nie chce jeszcze kończyć piłkarskiej kariery i chce wrócić do profesjonalnego uprawiania sportu. - Flamengo to cały mój świat, moje miejsce na ziemi. Pochodzę z Rio, mieszka tam większość mojej rodziny. Do dzisiaj przedrzeźniam się z babcią i mówię: "Przechodzę do Vasco" (największego rywala Flamengo - przyp. red.), a ona odpowiada: "Vasco? Na miłość boską, Adriano!" - wspominał na antenie brazylijskiej telewizji. Napastnik dodał, że nie liczy na korzyści finansowe płynące z kontraktu. - Niezależnie od wszystkiego jestem związany z Flamengo. Od przyszłego roku rozpoczynam treningi, cały czas tutaj jestem. Jeśli mnie potrzebują, to czekam. Nie muszą mi płacić, zrobię to z miłości - stwierdził. Klub z Rio de Janeiro zakończył rozgrywki brazylijskiej Serie A na trzecim miejscu i w przyszłym sezonie (w Ameryce Południowej gra się systemem wiosna-jesień) wystąpi w Copa Libertadores (odpowiednik Ligi Mistrzów). KK