W drugiej połowie pomocnik Lechii zderzył się z jednym z piłkarzy Lecha i doznał rozcięcia powieki lewego oka. Pomimo tego urazu krwawiący Surma dotrwał do końca spotkania. "Nawet nie wiem, z kim miałem to starcie i specjalnie mnie to nie interesuje. Takie urazy w futbolu się zdarzają i do nikogo nie mam pretensji. Dawno temu, grając jeszcze w Ruchu Chorzów, miałem rozbity łuk brwiowy" - przypomniał 34-letni piłkarz. Surma nie wziął jednak udziału w niedzielnym rozruchu. Poza wizytą u chirurga kapitan Lechii pofatygował się także do okulisty. "Od razu po meczu z Lechem ćwiczyć nie mogłem, bo uraz był zbyt świeży. Wolałem też dmuchać na zimne i sprawdzić stan swojego lewego oka, na które nic nie widziałem. Na szczęście było to spowodowane tylko opuchniętą powieką" - wyjaśnił pomocnik biało-zielonych. Pomimo tej kontuzji Łukasz Surma nie zamierza nawet na chwilę brać rozbratu z futbolem. "Po obejrzeniu mojego oka okulistka powiedziała mi, że wrócę do gry zapewne za dwa miesiące. Zgodziłem się z podanym przez panią doktor liczebnikiem. Mam zamiar wrócić do zajęć za dwa, ale dni. We wtorek mamy dwa treningi i chcę ćwiczyć w nich na pełnych obrotach. W piątek czeka nas mecz na nowym stadionie we Wrocławiu ze Śląskiem i wierzę, że dane mi będzie na nim wystąpić. Po prostu chcę i muszę zagrać. Z powodu takiej "agrafki" nie będą przecież nie wiadomo jak długo odpoczywał" - podsumował z uśmiechem kapitan Lechii.