- Trzymałem kciuki, aby los nie skojarzył w półfinale Realu Madryt z Bayernem Monachium. Miałem bowiem nadzieję, że te zespoły zmierzą się dopiero w decydującym meczu Ligi Mistrzów. Tymczasem mój wymarzony finał tych rozgrywek odbędzie się w półfinale - dodał. Były piłkarz monachijskiej drużyny nie będzie jednak w półfinale dopingował Bayernu. - Zawsze kibicowałem Realowi i swoich sympatii nie zmieniłem. Mam nadzieję, że "Królewscy" sięgną po 12 latach przerwy po triumf w Lidze Mistrzów. W poprzedniej edycji tych rozgrywek Bayern był absolutnie poza zasięgiem wszystkich zespołów, ale w tym sezonie ekipa z Madrytu jest w stanie wyeliminować obrońców tytułu. Ćwierćfinałowe mecze z Manchesterem United pokazały, że w monachijskiej drużynie nie wszystko funkcjonuje tak jak powinno - zauważył. Wojciechowski uważa, że największe szanse na wygranie LM ma jednak Atletico Madryt. - Serce jest za Realem, ale rozum wskazuje na Atletico. Moim zdaniem drużyna trenera Diega Simeone prezentuje obecnie pod względem taktycznym, technicznym i atletycznym najlepszą piłkę na świecie. Dlatego też obstawiam, że finał w Lizbonie będzie wewnętrzną sprawą zespołów ze stolicy Hiszpanii - stwierdził. Według wychowanka Lechii Gdańsk najniżej w tym kwartecie stoją akcje Chelsea Londyn. - Co nie znaczy, że obieram temu teamowi szansę na wygranie Ligi Mistrzów. Trzeba bowiem pamiętać, kto w tym klubie jest trenerem. Poza tym w sporcie nikogo nie wolno lekceważyć, a zwłaszcza na tym etapie, gdzie nie ma słabych zespołów. Zwycięstwo Chelsea w tych rozgrywkach byłoby jednak dla mnie największą niespodzianką - podsumował Sławomir Wojciechowski.